Krzysztof Tchórzewski zareagował wczoraj na nasze doniesienia o szykowanych podwyżkach cen prądu. – Gospodarstwa domowe będą miały rekompensaty w wysokości 100 proc. Oznacza to, że w stosunku do zużycia prądu na poziomie z 2018 r. będą one całkowite – zapowiedział szef resortu energii. Wcześniej zapewniał, że rekompensata pokryje podwyżki powyżej poziomu 5 proc., a przed wyborami samorządowymi – że wzrostu w tzw. taryfie G dla odbiorców indywidualnych w ogóle nie będzie.
W Polsce jest ok. 15,6 mln gospodarstw domowych. Zakładając średnie roczne zużycie prądu na poziomie 2200 kWh i dzisiejsze ceny, przeciętny rachunek wynosi ok. 1,4 tys. zł. Łącznie to prawie 22 mld zł. Jedna trzecia tej kwoty to cena samej energii. Reszta to koszty np. przesyłu i dystrybucji. 10-proc. podwyżka cen prądu wymagałaby więc ok. 0,7 mld zł rekompensaty. 30-proc. (wzrostu w takiej skali chcą firmy) – 2,1 mld zł.
Wprowadzenie „Energii+” może nie być łatwe. – Według mnie rekompensaty z tytułu podwyżek cen prądu będą wymagały notyfikacji Komisji Europejskiej, zarówno w przypadku transferu środków do spółek energetycznych, jak i większości odbiorców indywidualnych – wskazuje Filip Elżanowski, radca prawny w kancelarii Elżanowski Cherka i Wąsowski Kancelaria. Minister chce, by system rekompensował cały wzrost cen, jaki będzie miał miejsce w przyszłym roku. Ale konieczność notyfikacji spowoduje, że start nowego programu może się odwlec.
Jest jeszcze jeden problem: pieniądze na dopłaty pochodziłyby z budżetu, a konkretnie ze sprzedaży praw do emisji CO2. Te środki powinny być wykorzystywane na redukcję emisji gazów cieplarnianych. Zmiana ich przeznaczenia też może nie spodobać się Komisji.
Reklama
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama