Występując w Izbie Gmin przed zaplanowanym na wtorek kluczowym głosowaniem nad projektem porozumienia, May zaapelowała do deputowanych, aby "spojrzeli ponownie na tę umowę, niezależnie od tego, do jakich wniosków doszli poprzednio", i zastanowili się nad istniejącymi alternatywami.

"Nie, nie jest ona idealna, i tak, to jest kompromis" - przyznała premier. Podkreślała jednak, że wtorkowa decyzja parlamentu będzie oceniania głównie pod kątem tego, czy brytyjscy politycy "zrealizowali wolę narodu", by wyjść z UE, i zabezpieczyli przyszłość brytyjskiej gospodarki, bezpieczeństwa i unii, czy też "zawiedli Brytyjczyków".

May ponadto przestrzegała, że "odrzucenie (umowy z powodu) mechanizmu awaryjnego dla Irlandii Północnej (ang. backstop) prowadzi do bezumownego wyjścia" z Unii Europejskiej.

To zawarte w umowie kontrowersyjne rozwiązanie zakłada, że w razie braku innego porozumienia Zjednoczone Królestwo byłoby zmuszone do pozostania w unii celnej i elementach wspólnego rynku UE, a także sprawia, że mogłoby dojść do powstania tzw. granic regulacyjnych między Wielką Brytanią a wchodzącą w jej skład Irlandią Północną.

Reklama

"Niezależnie od tego, jakiej chcecie formuły przyszłej relacji (z UE) - od modelu norweskiego przez kanadyjski do wszelkiej liczby wariacji - wszystkie one wymagają umowy wyjścia, a każda umowa wyjścia musi zawierać mechanizm awaryjny. To się nie zmieni niezależnie od tego, jak jutro zagłosuje ta izba" - powiedziała premier.

"Jeśli parlament przyjmie jutro to porozumienie, da nam niemal dwa lata na zakończenie kolejnej fazy negocjacji, a oczywiście będziemy mieli też opcję przedłużenia okresu implementacyjnego (okresu przejściowego - PAP), gdybyśmy potrzebowali o rok czy dwa więcej" - argumentowała May.

"Jestem absolutnie przekonana, że jesteśmy w stanie w tym czasie przekuć (wypracowaną w listopadzie - PAP) deklarację polityczną (o przyszłych relacjach Bruksela- Londyn) w tekst prawny, unikając tym samym potrzeby zastosowania mechanizmu awaryjnego" - oświadczyła.

May zwróciła także uwagę posłów na zawarte w opublikowanej w poniedziałek wymianie listów z przewodniczącymi: Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem i Komisji Europejskiej Jean-Claude'em Junckerem zapewnienia polityczne, że UE również wolałaby uniknąć wejścia w życie backstopu.

Brytyjska premier podkreśliła, że uważa, iż politycy "powinni zrealizować wolę Brytyjczyków i wziąć się za budowanie jaśniejszej przyszłości" kraju, popierając wypracowaną umowę. Jednocześnie ostrzegła zwolenników opuszczenia Wspólnoty bez porozumienia - z których wielu powołuje się na ryzyko stworzenia za pomocą backstopu oddzielnego statusu prawnego Irlandii Północnej w ramach kraju - przed stworzeniem w ten sposób jeszcze większego zagrożenia dla jedności Wielkiej Brytanii.

"Pytam ich o to, jak brexit bez umowy wzmocniłby pozycję tych, którzy opowiadają się za szkocką niepodległością lub domagających się referendum w sprawie zjednoczenia Irlandii. Z pewnością to jest właśnie realne zagrożenie dla naszej unii" - podkreśliła premier.

Przed południem May przemawiała w angielskim Stoke, gdzie blisko 70 proc. wyborców zagłosowało w referendum za brexitem. Argumentowała wówczas, że rezygnacja z brexitu byłaby pierwszym w brytyjskiej historii przykładem niezrealizowania przez polityków woli wyrażonej przez wyborców w referendum, a także wyraźnym naruszeniem zobowiązania złożonego w kampanii referendalnej.

Zdaniem ekspertów są jednak niewielkie szanse na przyjęcie przez brytyjski parlament wypracowanej w listopadzie umowy w sprawie brexitu - sprzeciw zapowiedziały nie tylko wszystkie partie opozycyjne, lecz także ponad 100 deputowanych rządzącej Partii Konserwatywnej oraz 10 posłów północnoirlandzkiej Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP), którzy dotychczas wspierali mniejszościowy gabinet May.

BBC w analizie wykazała, że May może przegrać decydujące głosowanie nawet 228 głosami, co byłoby najwyższą porażką urzędującego premiera w historii brytyjskiego parlamentaryzmu. W ostatnich dniach jednak kilkoro posłów, wcześniej przeciwnych projektowi umowy, zmieniło zdanie i zapowiedziało poparcie szefowej rządu.

Pomimo ofensywy komunikacyjnej i kolejnych prób premier, by przekonać posłów do umowy, wielu z jej krytyków powtórzyło w poniedziałek swój sprzeciw wobec treści dokumentu.

Wiceszef DUP Nigel Dodds powiedział, że jego ugrupowanie będzie głosowało za odrzuceniem porozumienia, oczekując renegocjacji umowy z Unią Europejską i usunięcia z niej mechanizmu awaryjnego.

Z kolei lider opozycyjnej Partii Pracy Jeremy Corbyn ocenił, że poniedziałkowe wysiłki szefowej rządu i gwarancje ze strony Wspólnoty sprowadzają się do "ciepłych słów i (zapewnień o) aspiracjach". "Koniec gry na czas i marnowania czasu w celu wystraszenia ludzi (wizją bezumownego brexitu), by poparli tę szkodliwą, bałaganiarską umowę. (...) Jestem pewien, że (posłowie) nie dadzą się oszukać tym, co zostało dzisiaj wyprodukowane. Jest jasne, że w tym tygodniu głosujemy nad dokładnie tym samym porozumieniem, nad którym powinniśmy byli zagłosować w grudniu" - powiedział. Głosowanie początkowo planowano na grudzień.

Jak ocenił Corbyn, rząd May jest "zdezorganizowany" i "jasne jest, że jeśli propozycja premier będzie jutro odrzucona, to nadszedł czas na (przedterminowe) wybory parlamentarne i nowy rząd".

Komentatorzy spodziewają się, że w razie odrzucenia projektu umowy laburzyści przedstawią wniosek o wotum nieufności dla rządu May.

Brak poparcia parlamentu dla umowy wyjścia przed planowaną datą opuszczenia Wspólnoty o północy z 29 na 30 marca br. doprowadziłby - o ile rząd nie zdecydowałby się wcześniej na przedłużenie procesu wyjścia - do chaotycznego brexitu bez porozumienia z Unią.

Taki scenariusz prawdopodobnie doprowadziłby do poważnych utrudnień w handlu międzynarodowym i problemów z zaopatrzeniem w żywność, leki oraz zaburzyłby europejski łańcuch dostaw, np. w branży motoryzacyjnej.