Pracodawcy domagają się skrócenia okresu wypłaty wynagrodzenia chorobowego przez mikroprzedsiębiorstwa. Resort pracy wystąpi do ZUS, by oszacował koszty tego rozwiązania. Eksperci: to przedwyborczy festiwal obietnic.
Dziś wszystkie firmy same muszą finansować 33 dni w roku zwolnienia lekarskiego pracowników (14 dni w przypadku osób po 50. roku życia). Wkrótce może się to zmienić za sprawą propozycji zgłoszonej przez Adama Abramowicza, rzecznika małych i średnich przedsiębiorców.
– Prawo powinno być zróżnicowane dla dużych i małych firm. Dlatego proponuję, by dla tych, które zatrudniają do 10 osób, okres wypłaty wynagrodzenia chorobowego dla pracowników został skrócony z 33 do 14 dni, a w przypadku osób powyżej 50. roku życia – z 14 do 7 dni – wyjaśnia.
Co na to strona rządowa? – Jako ministerstwu przysługuje nam inicjatywa legislacyjna. Wystąpimy do ZUS, żeby oszacował skutki finansowe tej propozycji – zapowiada Eliza Wiśniewska, zastępca dyrektora w departamencie ubezpieczeń społecznych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

W imieniu małych firm

Reklama
– Korporacja da sobie radę z wypłatą chorobowego, ale firma zatrudniająca kilka osób może mieć problemy nie tylko z organizacją pracy, ale nawet z zarobieniem na taką wypłatę. Bo jeśli firma ma dwóch pracowników i obaj zachorują, to nie ma kto pracować – tłumaczy Adam Abramowicz.
Według Głównego Urzędu Statystycznego w Polsce jest 117,5 tys. firm zatrudniających od 10 do 49 pracowników i 2 mln, w których pracuje od jednej do dziewięciu osób.

Przedsiębiorcy podzieleni

– To bardzo dobre rozwiązanie. I dobrze się stało, że rzecznik zajął się sprawą – nie ukrywa zadowolenia Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców.
Podkreśla, że obecnie państwo rości sobie specjalne prawa – składki pobiera od pracownika, ale odszkodowanie za chorobę ma zapłacić pracodawca.
– Gdyby takie zasady obowiązywały w ubezpieczeniach komercyjnych, to nikt by się nie ubezpieczał – oburza się prezes Kaźmierczak.
Marek Kowalski, przewodniczący Federacji Przedsiębiorców Polskich, zwraca uwagę, że taki pomysł po raz pierwszy ujrzał światło dzienne już przed wyborami w 2015 r.
– Przedstawiliśmy taką propozycję Platformie Obywatelskiej, ale wówczas nic z tego nie wyszło – przypomina.
Podkreśla, że takie rozwiązanie ma dużo zalet. – Chory pracownik będzie mógł wcześniej zostać skontrolowany przez ZUS. Bo pracodawca zatrudniający 5 lub 10 pracowników nie ma czasu, żeby sprawdzać, co robią w czasie zwolnienia lekarskiego – mówi.
Krytycznie o rozwiązaniu zaproponowanym przez ministra Abramowicza wypowiada się Jeremi Mordasewicz, ekspert ubezpieczeniowy z Konfederacji Lewiatan.
– Nie podoba mi się różnicowanie firm ze względu na wielkość. Złym pomysłem jest także dzielenie pracowników ze względu na wiek. W obu przypadkach mamy bowiem do czynienia z nierówną konkurencją – tłumaczy.
Obawia się, że taka zmiana może sprawić, że firmy nie będą chciały zwiększać zatrudnienia o dwóch lub trzech pracowników ze względu na utratę korzyści związanych z ulgą na ZUS.

Coraz więcej obietnic

Eksperci nie mają wątpliwości, że najnowsza propozycja wpisuje się w kampanię wyborczą.
– Mamy do czynienia z festiwalem obietnic – podkreśla prof. Jan Klimek ze Szkoły Głównej Handlowej, wiceprezes Związku Rzemiosła Polskiego, członek Rady Nadzorczej ZUS.
Ironizuje, że dla polskiego społeczeństwa najlepiej byłoby, gdyby wybory odbywały się nie co cztery lata, ale co rok. Wtedy wyborcy mogliby ciągle liczyć na dodatkowe ulgi lub pieniądze.
– Sytuacja jest coraz bardziej niebezpieczna, bo politycy nie obiecują już – jak kiedyś – budowy drogi lokalnej, ale szafują miliardami złotych – zauważa.
Na inne niebezpieczeństwo zwraca uwagę Andrzej Strębski, niezależny ekspert ubezpieczeniowy.
– Polskim przedsiębiorcom na pewno nie można zarzucić braku kreatywności. Jeśli wejdą w życie specjalne rozwiązania dla firm zatrudniających do 10 pracowników, może się okazać, że duże przedsiębiorstwa zaczną się dzielić na mniejsze. Na przykład firma meblarska, w której pracuje 50 osób, podzieli się według klucza związanego z rodzajem wykonywanych prac. W ten sposób nie będzie płacić chorobowego za 33 dni – mówi.
Zwraca uwagę, że konsekwencje mogą być daleko idące. – Będzie trzeba podnieść podatki, bo nie będzie innego wyjścia. ZUS musi wypłacać świadczenia, do których będą dopłacać podatnicy – przekonuje.
Propozycję przerzucenia na ZUS kosztów związanych z wypłatą świadczeń chorobowych krytykują także związkowcy.
– Takie rozwiązanie można wprowadzić, ale pod warunkiem uszczelnienia systemu ubezpieczeniowego, ograniczenia liczby umów cywilnoprawnych i wprowadzenia obowiązku płacenia przez prowadzących działalność gospodarczą składek od każdej zarobionej złotówki – twierdzi Bogdan Grzybowski, dyrektor wydziału polityki społecznej OPZZ i członek Rady Nadzorczej ZUS.
Podkreśla, że nie można wprowadzać dodatkowych ulg w sytuacji, kiedy wydatki Funduszu Chorobowego są o około 8 mld zł wyższe niż wpływy.