Wicepremier Jarosław Gowin proponuje w Polsce deglomerację, mającą polegać na rozproszeniu urzędów z Warszawy i stolic województw po kraju. Efektem miałoby być zatrzymanie wyludniania się małych miast. Jednak w Niemczech, gdzie wiele urzędów zlokalizowano poza dużymi miastami, tak się nie stało.
Berlin po II wojnie światowej stał się „wyspą” otoczoną przez komunistyczne Niemcy Wschodnie. W sytuacji odcięcia Berlina parlament zdecydował o tymczasowym przeniesieniu stolicy do zaledwie 150-tysięcznego ówcześnie Bonn. Popularna legenda głosi, że Niemcy przenieśli stolicę do Bonn, bo to okolice Konrada Adenauera – pierwszego powojennego kanclerza, który wraz z ministrem gospodarki Ludwigiem Erhardem wprowadził Niemcy na ścieżkę liberalnych reform i cudu gospodarczego. Przeniesienie stolicy do Bonn zamiast do Frankfurtu wydającego się wtedy oczywistym wyborem miało podkreślić tymczasowość i sztuczność podziału Niemiec na Wschód i Zachód. Liczne stacjonujące we Frankfurcie oddziały amerykańskie były postrzegane jako zagrożenie dla niezależności nowego państwaniemieckiego.
Bonn było małym miastem z ograniczonym potencjałem, więc sektor prywatny, który także wyprowadzał się z Berlina, nie podążył za urzędnikami. Branża bankowa przeniosła się do Frankfurtu, ubezpieczenia i przetwórstwo przemysłowe do Monachium, a przemysł wydawniczy do Hamburga. Dzisiaj Berlin pozostaje niemal dwukrotnie biedniejszy niż Monachium i zajmuje dopiero 11. miejsce pod względem PKB per capita wśród niemieckich metropolii o populacji 1 mln iwięcej.
Pomimo słabości Berlina i rozproszenia urzędów państwowych po kraju, w miastach, w tym w miastach największych, mieszka znacznie większy odsetek Niemców niż Polaków. Poniższe dane dotyczą całych funkcjonalnych obszarów miejskich (miasto i obszar dojazdów do pracy) w metodologii OECD, więc nie są wypaczane przez wyprowadzanie się mieszkańców na przedmieścia. W 2014 r. 74 proc. ludności Niemiec zamieszkiwało miasta powyżej 50 tys. osób, wobec 56 proc. mieszkańców Polski. 1,5-mln i większe metropolie zamieszkiwało 30 proc. mieszkańców Niemiec wobec 15 proc. mieszkańców Polski (Warszawa i Katowice). W miastach o populacji 50–250 tys. osób sytuacja była odwrotna – zamieszkiwało je 11 proc. mieszkańców Polski wobec 2 proc. mieszkańcówNiemiec.
Podobnie jak w Polsce, duże miasta w Niemczech szybko rosną, a małe się wyludniają. W latach 2000–2016 te powyżej 1 mln mieszkańców urosły o 3,4 proc., liczące 400–999 tys. osób o 0,9 proc., zaś te z 250–399 tys. mieszkańców straciły aż 4,1 proc. populacji. Deglomeracja nie zatrzymała procesu wyludniania się dawnego regionu górniczego Zagłębie Ruhry. Straciło ono 5,1 proc. populacji. W tym czasie Katowicom ubyło 6,9 proc. mieszkańców.
Reklama
Rozproszenie niemieckiej sieci osadniczej ma więcej wspólnego z późnym zjednoczeniem Niemiec w XIX w., kiedy poszczególne księstwa były już relatywnie zurbanizowane, i powojenną słabością Berlina niż z celową polityką rozwojową władz. W dodatku pomimo deglomeracji w Niemczech zachodzą te same procesy szybkiego wzrostu największych miast i wyludniania się małych, co w Polsce i na świecie. Zamiast myśleć, jak zatrzymać proces, którego zatrzymać się nie da, powinniśmy się zastanawiać, jak na metropolizacji najwięcej skorzystać. Zamiast marnować ograniczone zasoby na rozpraszanie urzędów, lepiej się zastanowić, co zrobić, aby ograniczyć problemy, przed jakimi starzejąca się populacja małych miast stanie wprzyszłości. ©℗

>>> POLECAMY: Co o niepewności gospodarczej w Polsce mówi analiza tekstów prasowych?