Przez ostatnie cztery lata bycie pierwszym księgowym państwa mogło dawać satysfakcję. Pierwszy minister finansów w rządzie PiS Paweł Szałamacha miał jeszcze pod górkę: inwestycje nie chciały rosnąć, tempo wzrostu PKB pozostawało dalekie od oczekiwań, a w planie wydatkowym państwa trzeba było zapisać program 500 plus i obniżkę wieku emerytalnego, a do tego pilnować, żeby nikt nie wpadł na pomysł podwyższenia kwoty wolnej do 8 tys. zł. Nie bardzo było też wiadomo, czy uszczelnienie systemu podatkowego wypali, a jeśli wypali, to czy nie przyniesie jakichś negatywnych skutków ubocznych.
ikona lupy />
DGP
Dość szybko okazało się, że VAT zaczyna płynąć do kasy państwa całkiem szerokim strumieniem. Kolejne działania służące uzupełnieniu jego niedoborów zaordynował ówczesny wicepremier oraz minister rozwoju i finansów Mateusz Morawiecki. Do tego trafiła się świetna koniunktura w otoczeniu naszej gospodarki. Niemal wszystkie najważniejsze wskaźniki (oprócz inwestycji) wyglądały coraz lepiej i każdy kolejny szef resortu finansów mógł się chwalić rekordowo niskim deficytem i rekordowo wysokimi wpływami z podatków.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP
Reklama