Nie zarobiłem złotówki na pośrednictwie, na ułatwianiu kontaktów, a robię to rutynowo w biznesie. Jeśli sam nie jestem zainteresowany, to kontaktuję firmę A z firmą B i nie oczekuję niczego w zamian - mówi Marcin Szumowski, menedżer specjalizujący się w zarządzaniu projektami badawczymi i inwestycyjnymi w branży biotechnologicznej oraz diagnostyki medycznej. Współzałożyciel i prezes zarządu OncoArendi Therapeutics SA.
Posada brata pomaga?
Jak kula u nogi.
Raczej złota kula – odkąd Łukasz Szumowski wszedł do rządu, dostaliście 74 mln zł z grantów.
Reklama
A wcześniej 108 mln, z czego za poprzedniej władzy 84 mln! Byliśmy nieporównanie mniejszą firmą i dostawaliśmy każdy grant, o który aplikowaliśmy. To się skończyło za PiS-u.
Wkurza się pan?
Czuję się bezradny. Jestem poważnym, pięćdziesięcioletnim facetem, prezesem sporej firmy giełdowej. W Stanach zaczynałem od zera, tam skończyłem studia, tam zrobiłem doktorat, tam byłem profesorem na dwóch uniwersytetach. Wreszcie, to w Ameryce zrobiłem MBA, w Polsce pracowałem z sukcesami w najlepszym instytucie PAN, a dziś w gazetach funkcjonuję jako „brat ministra”.
Nie brzmi to najlepiej.
Prawda? Taki cwaniaczek, co to przybyszowi z prowincji kolumnę Zygmunta opchnie, a od rządu grant skręci.
Drugi Misiewicz.
I co ja mam z tym zrobić?
Powiedzieć prawdę. Nie widzi pan konfliktu interesów w tym, że wiceministrem nauki zostaje brat, a pan dostaje granty?
To nie on je przyznawał.
Nadzorował to jego kolega wiceminister.
I jak Łukasz był w tym ministerstwie, to dostaliśmy raptem jeden grant na 29,5 mln.
>>> CAŁY WYWIAD W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP