Podczas zeznań przed Senacką Komisją Bankową powiedział, że program wykupu trujących aktywów ruszy za 6 tygodni, sektor finansowy powoli się kuruje, a z programu TARP rząd ma jeszcze do dyspozycji 123,7 mld USD. Akcje w sektorze bankowym drożały prowadząc indeks na północ, ale ta euforia szybko się wypaliła i indeks sektora bankowego (BKX) spadł. Najwyraźniej wszystkie informacje o pomocy sektorowi finansów są już zawarte w cenach akcji.

To nie był jedyny czynnik, który mógł wpłynąć na zachowanie rynków. W opublikowanym na dwie godziny przed końcem sesji protokole z ostatniego posiedzenia FOMC znalazła się nowa prognoza PKB i stopy bezrobocia. Fed swoje poprzednie prognozy zweryfikował w dół. Poprzednio mówiono, że PKB w tym roku spadnie o 0,5 – 1,3 proc., a nowa prognoza mówi o spadku o 1,3 – 2 proc. Również bezrobocie ma być wyższe: w starej prognozie 8,8 proc., a w nowej 10 proc. To były bardzo złe informacje, ale Fed stwierdzał też, że spowolnienie gospodarcze powoli się kończy, a sytuacja gospodarcza niedługo zacznie się poprawiać. Gracze oczywiście wybrali z tego protokołu to, co odpowiadało bykom. Nie jest prawdą to, co znajduje się w wielu komentarzach zgodnie z którymi ten właśnie protokół był powodem zmiany kierunku indeksów. Po jego publikacji indeksy przez godzinę rosły, a dolar się wzmacniał.

Drożały akcje Bank of America (mimo spadku indeksu bankowego). To przykład jak różnie inwestorzy mogą interpretować te same dane w zależności od tego, jakie mają nastroje. We wtorek po sesji te akcje mocno taniały, bo uzupełniająca kapitał emisja akcji została co prawda sprzedana, ale poniżej ceny rynkowej. Poza tym sieć sprzedaży Target opublikowała raport kwartalny lepszy od prognoz – akcje drożały. Minusem był raport kwartalny Hewlett-Packard i jego prognozy - nie zadowolił optymistów i akcje traciły blisko pięć procent. Przypominam, że we wtorek to właśnie wzrost ceny tych akcji stał za dobrym zachowaniem indeksu NASDAQ. Indeksy giełdowe rozpoczęły dzień od szybkiego wzrostu indeksów (wpływ Timothy Geithnera), ale już po godzinie zaczęły się osuwać. To osuwanie trwało do godziny 19.00 i wtedy to indeksy dotknęły poziomów wtorkowego zamknięcia. To był logiczny poziom do ataku byków. Rynek przeżył jeszcze chwilę wahania godzinę potem, po opublikowaniu protokołu z posiedzenia Fed, ale potem (z walną pomocą spółek surowcowych) indeksy ruszyły na północ. Byki miały jednak za mało siły. Indeksy zakręciły i sesja zakończyła się spadkiem indeksów.

To była już druga z kolei próba przedłużenia poniedziałkowych wzrostów. Za każdym razem bykom wydawało się, że wygrywają i w końcu sesji niedźwiedzie dochodziły do głosu. To jest albo sygnał wypalenia się wzrostów i zapowiedź przedłużenia korekty albo realizacja zysków przed trzydniowym weekendem (na to chyba było nieco za wcześnie) albo jedno i drugie. Obawiam się, że dopiero w następnym tygodniu zobaczymy, jaka jest prawda. Wtedy to jednak będzie kończył się miesiąc, a to będzie zachęcało do rozpoczęcia procesu „window dressing”. Reasumując: w końcu tego tygodnia na zbyt wiele byki licząc nie mogą, ale kolejny tydzień może być lepszy.

Reklama

GPW w środę zachowywała się przez długi czas bardzo „byczo”. Początek sesji był negatywny, ale popyt błyskawicznie zaatakował (pomagało niezwykle optymistyczne zachowanie giełd europejskich) i doprowadził do testu 1.900 pkt. WIG20 za pierwszym razem nie dał rady, więc się cofnął. Jednak już po pół godzinie zaatakował powtórnie i na krótki czas ugrzązł na tym właśnie oporze, po czym z łatwością go pokonał.

Od tego momentu (test maksimum z 6.01 na poziomie 1.920 pkt.) WIG20 osuwał się naśladując to, co działo się na innych rynkach europejskich, co skończyło się powrotem pod opór i wejściem w długi marazm. Na GPW, podobnie jak Niemczech czy we Francji, czekano na Amerykanów. Jednak indeksy na Węgrzech i w Czechach rosły całkiem mocno (skończyły wzrostami odpowiednio o 5,5 i 3,5 proc.), co potwierdzało tezę o zaangażowaniu kapitału zagranicznego w naszym regionie. Dane o kwietniowej produkcji nie miały najmniejszego wpływu na nasz rynek. W okolicach godziny 15.00 podaż zaatakowała i WIG20 nawet przez chwilę był na minusach. Podkreślić trzeba, że w Europie sytuacja się poprawiała. Rozgrywający tę partię nadal wodzili graczy za nos, co doprowadziło do spadku WIG20 o 0,2 proc.

Sesję cechował duży obrót, więc takie zachowanie należy uznać za „niedźwiedzie”. Jeśli jednak patrzy się na to, co dzieje się na Węgrzech to trzeba założyć, że na nasz rynek też przyjdzie w końcu czas. Może to jednak trochę potrwać, bo odporność byków jest jednak ograniczona, a niezliczona ilość testów 1.900 pkt. w końcu może większych graczu zdenerwować.