Na razie jest świetnie. „Żadna bomba nie tyka” – mówi Andrzej Topiński, główny ekonomista Biura Informacji Kredytowej. Z danych BIK wynika, że zaledwie 1,04 proc. kredytów walutowych, biorąc pod uwagę ich liczbę, ma jakieś problemy powyżej 30 dni w spłacie. Kłopoty dotyczą też 1,43 proc. kredytów w złotych. „Kredyty mieszkaniowe psują się dopiero po pewnym okresie. Na razie kredyty z 2008 r. spłacają się lepiej niż roczniki starsze” – wskazuje Andrzej Topiński.

Analiza danych dotyczy kredytów z ostatnich pięciu lat – udzielonych od 2004 do 2008 r. , a więc tych, które zgodnie z rynkowymi trendami dopiero mogą zacząć się „psuć”. Nie wiadomo jednak, jak z kredytami udzielonymi w latach 2000 – 2004, czyli z bardziej dojrzałymi pożyczkami. Wcześniejszych danych BIK nie przedstawia w swoich analizach, jak podkreśla Andrzej Topiński, bo początek XXI wieku to dla polskich banków był dopiero początek masowej akcji kredytów hipotecznych i kredytów tych nie było wiele.

Lepiej było brać kredyt w złotych?

Dane BIK świadczą o tym, że polityka banków, które od kilkunastu miesięcy musiały bardziej się nastawić na kredyty w złotych, była trafna. W ciągu minionego pół roku spłacalność takich kredytów pogorszyła się tylko nieznacznie – choć podkreślić należy, że wciąż są to kredyty „świeże”, które jeszcze nie zdążyły się popsuć. We wrześniu ubiegłego roku rachunki kredytów hipotecznych w złotych z kłopotami stanowiły średnio (dla lat 2004-2008) 1,36 proc. ogólnej ich liczby. W marcu tego roku kredyty z opóźnieniem w spłacie ponad 30 dni stanowiły 1,43 proc. Najstarsze z grupy analizowanych kredytów mają odsetek „złych” w stabilnej wysokości 1,75 proc. Najnowsze, z 2008 r. – 0,56 proc. Najciekawsza zaś jest grupa kredytów z 2006 r., która przy kredytach złotowych jest najgorsza, odsetek rachunków kredytowych z kłopotami wynosi 2 proc. „Może to wynikać stąd, że wtedy zaczął się boom na rynku i banki rozluźniły kredytowanie” – zakłada Andrzej Topiński. Pożyczone pieniądze mogły więc wówczas częściowo trafić do klientów, którzy w dużej grupie okazali się nierzetelni.

Reklama

Kredyty we franku – było ryzyko

Jeszcze kilkanaście miesięcy temu można było usłyszeć w komentarzach, że mało prawdopodobne jest 30 czy 40 procentowe umocnienie się franka szwajcarskiego wobec złotego, więc kredyt walutowy (a więc przede wszystkim w CHF) nie wiąże się z nadmiernym ryzykiem wzrostu raty. Potem jednak te obawy stały się faktem, choć wzrost kursu był rekompensowany spadkiem stóp procentowych w Szwajcarii.

Niemniej wzrost liczby niespłacanych kredytów w walutach obcych jest znacznie większy od wzrostu kredytów z kłopotami w złotych. Średni poziom kredytów hipotecznych z zaległościami wynosił w marcu tego roku 1,04 proc. wobec 0,63 proc. we wrześniu ubiegłego roku, a to znacznie szybszy przyrost niż w grupie kredytów złotowych. „Kredyty we frankach nadal spłacają się lepiej niż kredyty złotowe. Niemniej one się pogarszają, a złotowe – nie” – podkreśla Andrzej Topiński.

Z kolei z analizy dr Krzysztofa Jasieckiego i Dariusza Przybysza z Polskiej Akademii Nauk wynika, że o ile w odniesieniu dla całego portfela kredytów hipotecznych w listopadzie ubiegłego roku kredyty z opóźnieniami stanowiły 0,88 proc., to w maju tego roku – już 1 proc. „Można przypuszczać, że ten rodzaj zobowiązań kredytowych jest związany z najpoważniejszymi konsekwencjami, stąd też klienci przykładają największą wagę do regulowania tego rodzaju należności w terminie” – napisali w analizie dla BIK. Po prostu boimy się stracić dom czy mieszkanie i okazuje się, że strach to dobry pomocnik banku.