Ten zresztą zachował się specyficznie w piątek, kiedy wyraźna zwyżka nastąpiła na sam koniec sesji. Takie zachowania nie są „zdrowym” objawem. Nie ma bezpośredniego powodu pogorszenia nastrojów. Przy takiej skali zwyżek, z jakimi mieliśmy do czynienia w ostatnich miesiącach realizacja zysków jest naturalna. Tym bardziej, że ruch w górę był napędzany głównie napływami kapitału do globalnych funduszy inwestycyjnych. Ten zaś jest chimeryczny i tak samo jak szybko się pojawia, szybko jest w stanie odpłynąć.

Na wyobraźnie inwestorów mogły podziałać sygnały płynące ze szczytu G8. Dyskutowano na nim kwestię wycofywania się z polityki wspierania gospodarek, na jaką większość rozwiniętych państw świata postawiła w minionym roku w obliczu nasilającego się kryzysu. Wszyscy wiedzą, że skala tych działań przybrała niespotykaną skalę, co zaś oznaczało, że jest to operacja niepodobna do innych. Cel był jasno sformułowany—ożywić koniunkturę.

Niewiele natomiast zajmowano się konsekwencjami wdrażanych działań. Dość przypomnieć, że w Ameryce łączna wartość pomocy dla gospodarki i sektora bankowego była bliska rocznemu PKB tego kraju. W Europie na ratowanie sektora bankowego przeznaczono kwotę zbliżoną do wartości niemieckiego PKB. O ile można było oceniać, że taka masa pieniądza musi w mniej lub bardziej poprawić koniunkturę gospodarczą, to trudno było precyzyjniej wskazywać konsekwencje tych kroków (na przykład czy wywoła nadmierną inflację) i określać, jak gospodarki będą się zachowywać, gdy z takiej ekspansywnej polityki fiskalnej i monetarnej trzeba będzie się wycofywać.

Dziś można zaryzykować tezę, że gospodarki nie są gotowe na odstawienie kroplówki, jaką jej zaaplikowały rządy. Ożywienie koniunktury jest na tyle nieznaczne, że jest na to za szybko. Jednocześnie w Ameryce już widać negatywne skutki wdrożonych działań. Chodzi o gwałtowny wzrost dochodowości obligacji długoterminowych, który w dużym stopniu niweczy wysiłek władz, zmierzających do zbicia kosztów obsługi kredytów, zwłaszcza hipotecznych. Z podobnym dylematem borykają się Chiny, gdzie pakiet stymulacyjny przynosi najwyraźniejsze efekty, choć też daleko jeszcze w tym kraju do aktywności sprzed kryzysu. Piątkowe dane o produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej w maju potwierdzają, że tamtejsza gospodarka wciąż jeszcze nie odzyskała pełnego wigoru, a tezy o tym, że stanie się kołem zamachowym globalnej koniunktury są przesadzone.

Reklama

Dla naszego parkietu wciąż kluczowym wsparciem są okolice 30,5 tys. pkt w przypadku WIG. Dzieli od nich 1,5 tys. pkt.

WYKRES DNIA

Choć wzrost produkcji przemysłowej w Chinach w maju przyspieszył do 8,9% w skali roku, to wciąż pozostaje na poziomie wyraźnie niższym niż w czasach przedkryzysowych. Widać, że odbudowywanie się koniunktury nie jest takie proste. W związku z tym za przedwczesne trzeba uznać opinie, że Państwo Środka będzie kołem zamachowym globalnego ożywienia. Podane dziś dane o znacznym spadku inwestycji zagranicznych w tym kraju przypominają o negatywnym oddziaływaniu kondycji światowej gospodarki.

DZIŚ NA RYNKACH 15 VI 2009 R.

• Kwietniowa sprzedaż detaliczna w Czechach
• Zatrudnienie w strefie euro w I kwartale
• Inflacja CPI w Polsce w maju
• Czerwcowy indeks Empire State w USA
• Kwietniowy napływ kapitału do USA
• Czerwcowy indeks NAHB, aktywności na rynku nieruchomości w USA