Ponieważ wczoraj mogliśmy oglądać przecenę amerykańskich akcji to cały miesiąc indeksy zakończyły neutralnie, a od początku roku udało im się wzrosnąć tylko 2 proc. Najlepiej w tym zestawieniu prezentuje się kwartał i ponad 15 proc. wzrostu S&P500, jednak to nic wyjątkowego po 2 latach bessy. Po całkowicie nieudanym „window dressing” teraz popyt będzie miał jeszcze trudniejsze zadanie przełamania bariery 945 pkt. i będzie do tego potrzebował naprawdę solidnych argumentów.

Sesja wtorkowa przebiegła też dość standardowo na GPW. Początkowy optymizm i jednoprocentowy wzrost nie znalazły potwierdzenia ani w danych ani też popyt nie mógł wzorować się na zachodnich parkietach, bo tam przeważały spadki. Po początkowym wzroście i całodziennej konsolidacji krajowy rynek niemal zawsze w końcówce zaskakuje bądź to nagłym wzrostem bądź przeceną. Wczoraj mogliśmy obserwować ten drugi wariant, który dodatkowo był potęgowany faktem, że WIG20 przez dłuższy czas znajdywał się blisko oporu 1920 pkt. Końcowy spadek nabierał przez to większej dynamiki.

Ostatecznie zakończenie spadkiem o 0,8 proc. nie jest wielką tragedią, ale powoduje, że bilans miesiąca, kwartału i półrocza jest u nas niemal identyczny jak w Stanach i niestety nie poprawia nastrojów. Zwłaszcza, że WIG20 ponownie jak w maju tkwi w środku przedziału konsolidacji i czeka na dalsze rozstrzygnięcia. Popyt powinien się jednak martwić, bo z dnia na dzień chęć do kupna w czasie wakacyjnym będzie maleć, co w konsekwencji może spowodować wyłamanie. Podobny scenariusz mogliśmy już w tym roku oglądać w styczniu.

Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse

Reklama