Za wzrostami nie stała żadna konkretna informacja, a jedynym jej uzasadnieniem jest utrzymujący się w USA optymizm odnośnie „nieuniknionych” kolejnych wzrostów. Patrząc na zachowanie EUR/USD można faktycznie być optymistą, ponieważ dolar od kwietnia niemal nieprzerwanie się osłabia a to pomaga rynkom. Kurs jest już bardzo blisko grudniowych maksimów , które jeżeli zostaną przełamane, to możliwe będą wzrosty nawet do poziomu 1,60, a to będzie oznaczać jeszcze kilka miesięcy spokoju. Jednocześnie korekta umacniająca dolara sprowadzi przecenę na akcjach, a zwłaszcza na rynkach wschodzących.

Taki scenariusz dla GPW nie byłby optymistyczny, bo ostatnie dni pokazują, że siła popytu jest u nas po prostu słaba. Poniedziałkowa sesja była już trzecią spadkową z rzędu. Teoretycznie należało ją uważać za ryzykowną, ponieważ po pierwsze przypadała w rocznicę upadku Lehman Brothers, co automatycznie obniżało sentyment do inwestycji (media podsumowujące kryzys + noblista Joseph Stiglitz straszący kolejnymi problemami w sektorze finansów). Po drugie graczom przeszkadzały poranne spadki parkietów w Azji. Głównie z tych powodów WIG20 rozpoczął dzień od przeceny, która przybierała na sile. Już po godzinie rynek testował poziom 2100 pkt., a twarde dno podaż znalazła jeszcze kilkanaście punktów niżej

Poranny spadek to jedyne wydarzenie wczorajszej sesji, ponieważ po 2 proc. spadku zapanowała stabilizacja, która utrzymała się do samego końca. Ostatecznie z WIG20 przed zniżką wybroniła się jedynie defensywna TPSA, a wszystkie pozostałe walory straciły na wartości. Równie słabo co wśród największych spółek sytuacja wyglądała w sektorze małych i średnich. sWIG80 i mWIG40 spadały o 2-3 proc., a w końcówce popyt zdołał jedynie odzyskać parę punktów, co w żadnym wypadku nie przekłada się na zmianę sytuacji tych segmentów. Od początku września trwa tam korekta poprzednich wzrostów.

Najgorzej, że to wszystko dzieje się przy stabilnych parkietach zachodnich i rosnących amerykańskich indeksach. W końcu jednak i tam pojawi się gorszy tydzień, a wtedy krajowe byki mogą znaleźć się w solidnych opałach. Być może przyczyna odmienności warszawskiego parkietu jest dużo prostsza. Wraz ze zbliżającym się piątkiem, czyli termin wygasania kontraktów terminowych, pojawia się coraz więcej komentarzy, że głównym rozgrywającym na krajowym parkiecie jest posiadacz ponad 35 proc. rynku pochodnego i to on systematycznie obniża ceny. Jeżeli nawet tak jest to wczoraj liczba otwartych pozycji spadła o 15 tysięcy, a więc jego wpływ będzie coraz słabszy. Dziś rynek nie ma specjalnie wyjścia i początek będzie wzrostowy, ale dopiero zakończenie powyżej 2160 pkt. będzie można uznać za powrót popytu do gry. Bez tego test strefy 2000-2040 pkt. zbliża się wielkimi krokami.

Reklama