To uderzające, że produkcja ropy naftowej i gazu przez BP jest obecnie większa niż w ExxonMobil, ale kapitalizacja rynkowa koncernu jest przeszło 40 proc. mniejsza.

Różnica w wycenie tak szybko nie zniknie. Exxon ma biznes bardziej zdywersyfikowany, posiada największy na świecie potencjał w przetwórstwie ropy naftowej oraz rozległy dział chemiczny, czego BP po prostu nie ma.

Skala nierówności pokazuje, w jakim stopniu BP wciąż pozostaje w tyle za uznanym liderem branży pod względem wyników finansowych.

W zeszłym roku kapitalizacja rynkowa BP nieco nadrobiła dystans. Akcje koncernu wzrosły o 15 proc., podczas gdy ExxonMobil spadły o 13 proc. I chociaż Tony Hayward, dyrektor wykonawczy firmy mówił wczoraj, że rok 2009 był „bardzo dobrym” rokiem dla BP, podkreślił on równocześnie, że „wiele jest do zrobienia”, aby zmniejszyć koszty i zrealizować inwestycje niezbędne dla zapewnienia przyszłego wzrostu.

Reklama

Warunki prowadzenia biznesu, jak zauważył, „stanowią wyzwanie i potwierdzają gwałtowność zmian”, zaś odrodzenie w USA i Europie jest powolne.

Jeśli ceny ropy naftowej odbiły się z niskiego poziomu 33 dolarów za baryłkę przed rokiem do stawki 75 dolarów, zanotowanej wczoraj, to cena gazu, który stanowi przeszło jedną trzecią produkcji BP jest wciąż słaba; w okresie minionych 12 miesięcy wzrosła w USA tylko o 12 proc.

Na cenę gazu złożyło się połączenie cyklicznych czynników. Z jednej strony w stadium realizacji weszły nowe projekty eksportowe czemu towarzyszył spadek zapotrzebowania z powodu recesji. Z drugiej doszło do strukturalnego zwrotu: spadek kosztów produkcji sprawił, że stała się możliwa eksploatacja rozległych złóż gazu w USA, którego wydobycie było wcześniej ekonomicznie nieopłacalne.

BP sądzi, że te cykliczne czynniki będą utrzymywać niską cenę gazu przez następne trzy lub cztery lata, ale nawet później nie będzie żadnych bodźców do nowych odkryć ze względu na ogromny potencjał wzrostu produkcji w USA.



W tym czasie przetwórstwo ropy naftowej cierpi z powodu podobnej kombinacji cyklicznego spadku i strukturalnej zapaści nie niektórych rynkach.

Te trudne okoliczności sprawiają, że pomimo oszczędności na kwotę 4 mld dolarów i redukcji 7,5 tys. miejsc pracy, BP nie zdoła do końca znaleźć środków na program inwestycyjny wartości 20 mld dolarów i wypłatę dywidendy na łączną sumę 10,9 mld dolarów.

Hayward potwierdził swój cel zwiększania dywidendy zgodnie z długoterminowym wzrostem zysków, ale wypłaty w wysokości 14 centów na akcję pozostały niezmienione przez sześć kolejnych kwartałów.

Chociaż produkcja wzrastała w świetnym tempie ponad 4 proc., BP przyznał, ze jest zasługa wyjątkowo łagodnego sezonu huraganów w Zatoce Meksykańskiej. W przypadku bardziej normalnych warunków doszłoby w tym roku do niewielkiego spadku produkcji. Koncern oczekuje powrotu do wzrostu w 2011 roku, oraz rozwoju na poziomie 1-2 proc. rocznie w długofalowej perspektywie.

Łatwo zatem zrozumieć, dlaczego Hayward stanowczo nie chce być postrzegany, jako ktoś, kto spoczął na laurach. Zamierza on przedstawić więcej szczegółów podczas prezentacji strategii w następnym miesiącu, zwłaszcza w odniesieniu do dalszych cięć kosztów. Ale wczoraj dość wyraźnie ujawnił, w jakim kierunku podążają jego ambicje

„BP funkcjonuje teraz dobrze, z powrotem jesteśmy na fali i sprawujemy się doskonale” – powiedział – „Ale wciąż istnieje przepaść między nami i liderem w branży, przy czym muszę stwierdzić, że sam sektor wcale nie jest tak wydajny, jak to wcześniej bywało. Toteż jest jeszcze długa droga do funkcjonowania w warunkach pełnej wydajności, jaką chcielibyśmy widzieć w BP”.

Nie będzie już więcej planów w sprawie „dalszej wielkiej restrukturyzacji wewnętrznej”, dodał szef BP, podkreślając, że dokonano „sporo zmian w ciągu kilku lat.”

Zamiast tego Hayward sugeruje skoncentrowanie się na systemie dostaw. To niekoniecznie ma oznaczać „wywieranie presji na (naszych) dostawców”, ale dotyczy bardziej efektywnej realizacji dostaw dóbr i usług. „W tej sferze jest sporo do zrobienia”.

Kolejnym punktem w prezentacji strategii będzie próba znalezienie odpowiedzi na to, w jaki sposób osiągną obiecywany wzrost produkcji.

Andy Inglis, szef BP ds. eksploracji i produkcji podkreśla, iż był rok pełen sukcesów, jeśli chodzi o zdobycie dostępu do zasobów. Zgodnie z definicją stosowaną przez SEC, amerykańską komisję giełd i papierów wartościowych, koncern BP aż 129 proc. swej produkcji zrealizował ze swoich rezerw, zgodnie z luźniejszą definicją – 250 proc.

W zeszłym roku firma osiągnęła sukces w Zatoce Meksykańskiej, dokonując najgłębszego na świecie odwiertu w celu znalezienia złóż ropy, które zapewne wejdą do produkcji pod koniec dekady. Podpisano również umowy, otwierające nowe możliwości w Iraku, Indonezji, Jordanii i Egipcie.

BP z wielką ostrożnością podchodzi do oceny, w jaki sposób przełoży się to na produkcję, ale Andy Inglis powiedział, że jest więcej niż pewien co do osiągnięcia zakładanego wzrostu na poziomie 1-2 proc. rocznie.

Jason Kenney z ING podkreśla, że BP jest bardziej uzależniony od wydobycia ropy i gazu, przynoszących wyższą marże, niż od przetwórstwa ropy, gdzie marża jest niższa. I w ramach tak zróżnicowanej produkcji koncern ma więcej „wysoko rentownych baryłek”, wydobywanych w takich rejonach, jak Zatoka Meksykańska. Jeśli to zostanie wsparte zyskami w zakresie planowanej wydajności, może to oznaczać, że pomiędzy latami 2009 i 2014, zwrot z tytułu zainwestowanego kapitału będzie większy niż Exxon, będącym od lat niedoścignionym wzorem w branży. Jak mówi Kennedy, „BP może skraść koronę Exxon’owi”.

Jeśli Tony’emu Haywardowi ta sztuka się powiedzie, wówczas różnica w wycenach firm będzie coraz mniejsza.