W każdym razie weekend dobrze zrobił tym inwestorom, którzy poddali się swoistej „euro-histerii”. Podczas spotkania ministrów finansów i szefów banków centralnych państw grupy G7 w kanadyjskim Iqaluit, stwierdzono, iż sytuacja w Grecji jest uważnie monitorowana i wyrażono przy tym nadzieję, iż kraj ten samodzielnie poradzi sobie z trudnymi reformami. Optymizmu Jean-Claude Tricheta nie podzielili jednak wszyscy (szef MFW wyraził opinię, iż fundusz jest gotów udzielić finansowej pomocy temu krajowi, co zostało „odrzucone” przez szefa Eurogrupy, Jean-Claude Junckera). Niemniej dzisiaj rano spready pomiędzy 10-letnimi greckimi obligacjami, a ich niemieckimi odpowiednikami nieznacznie się zwęziły, a kurs EUR/USD wzrósł powyżej 1,37. To jednak głównie wynik ocieplenia sytuacji na giełdach – tak jak można się było tego spodziewać, przedstawiciele G7, ab uspokoić rynki, zapewnili o kontynuacji planów stabilizacyjnych do momentu, kiedy nie pojawią się wyraźne sygnały dłuższego ożywienia w gospodarkach.

Na fali poprawy nastrojów na rynkach światowych zyskał także złoty, który w piątek późnym popołudniem osłabił się nawet w okolice 4,12 zł za euro. W poniedziałek rano był to już jednak tylko poziom 4,0770 zł, co pokazuje, iż strefa wsparcia w rejonie 4,10-4,11 zł spełniła swoją rolę. Dość ciekawe sygnały wysłał w poniedziałek rano polski rząd – pytanie, czy resort finansów uczynił ukłon w stronę ludowców, czy też minister Rostowski dostrzegł, iż zbyt mocne euro nie jest w interesie Polski. W każdym razie pytany o to, czy cieszy go, że londyńskie banki grają na umocnienie polskiej waluty, odpowiedział „nie widzę powodu, aby złoty dalej się umacniał”. Przeciwny nadmiernej aprecjacji złotówki był także wicepremier Waldemar Pawlak, zwracając uwagę na możliwy w tej sytuacji spadek konkurencyjności polskich produktów. Wydaje się jednak, iż inwestorzy słusznie odebrali te wypowiedzi, jako typowo polityczne. Lepiej skoncentrować się na fakcie aktualizacji programu konwergencji, który zostanie dzisiaj przesłany do Brukseli.

EUR/PLN: Po silnej zwyżce z czwartku i piątku nadszedł czas na uspokojenie nastrojów. Zejście poniżej 4,10 daje szanse na test okolic 4,05-4,06. A w kolejnych dniach nawet 4,0350. Dzienne wskaźniki są jednak w trendach wzrostowych, co sugeruje, iż na koniec tygodnia możemy ponownie znaleźć się w okolicach 4,10-4,12. W ujęciu 4-godzinowym widać jednak przewagę spadków EUR/PLN, a więc szansę na realizację scenariusza z celem na 4,0350.

USD/PLN: Kurs wrócił poniżej 3 zł. Nie można wykluczyć, iż dojdzie do próby testowania 2,95 w ciągu najbliższych dni, a nawet naruszenia tego poziomu. Sytuacja na dziennych wskaźnikach wygląda gorzej, niż w przypadku EUR/PLN, co może oznaczać, iż piątkowe maksima na 3,03 pozostaną nimi na dłużej, a średnioterminowym celem będzie spadek poniżej 2,90 (jeżeli EUR/USD zacznie realizować scenariusz wzrostu do 1,42).

Reklama

EUR/USD: Poziom 1,3600-1,3650 sprawdził się jako wsparcie. Teraz kluczowe będzie sforsowanie oporu na 1,3725-42, co mogłoby otworzyć drogę do zwyżki w kierunku 1,3850. Dzienne wskaźniki są mocno wyprzedane, co daje możliwość pojawienia się większej korekty wzrostowej. Także wskaźniki na wykresie H4 przemawiają za takim scenariuszem.

GBP/USD: Naruszenie wsparcia na 1,5705 w piątek rano było jednak negatywnym sygnałem. Trend spadkowy przyspieszył, w efekcie czego dzisiaj rano spadliśmy w okolice 1,5533, które są dokładnym szczytem z 25 listopada 2008 r. Dzienne wskaźniki pokazują spore wyprzedanie, ale i też siłę trendu zniżkowego. Na ujęciu H4 widać jednak pewną próbę budowy korekty wzrostowej. Kluczowe będzie pokonanie poziomu 1,5650 i dalej 1,5705.