Kosmopolita podpowiada: właściwie dla gospodarki nie ma to specjalnego znaczenia, czy firma działająca w Niemczech jest polska, czy niemiecka. I dodaje, że nas raduje zwykle fakt, że na rynek polski spadają firmy niemieckie, zapewne w Niemczech podobnie cieszą się z zalewu polskiego kapitału. Ale szowinista otwiera szampana: no, warto żyć dla takiej chwili. Nasz narodowy kapitał wdziera się w landy. Bujaj się, Steinbach.

>>> Czytaj też: Polacy wykupują niemieckie firmy, aby zyskać markę

Potem człowiek zaczyna marzyć. Dzwonimy po hydraulika – Francuz. Najmujemy ludzi do zbioru jabłek – Grecy. W myjni samochodowej czekają nas panny jak malowane – Włoszki. Remontujemy domek na wsi – Hiszpanie. I te nieprzebrane tłumy Anglików kręcące się wokół British Council z tabliczką na szyi „Wezmę każdą job”. Za to wspólnik w firmie United Polskie Bo Lepsze – Rumun. Spółka handlowa W Szczebrzeszynie Chrząszcz Brzmi w Trzcinie – Polacy, Słowacy i Bułgarzy. I tak dalej, i tym podobne... Zielona wyspa, biało-czerwona Europa... Takie zjednoczenie to ja rozumiem.
Rozmarzył się człowiek, a tu deficyt budżetowy jak Kilimandżaro i emeryci młodzi jak w czerwonych beretach. Panie premierze, my, szowiniści, gotowi jesteśmy do wielkich poświęceń, byle tylko pokazać reszcie świata, gdzie raki zimują.