Niemcy zawsze byli znani ze swojej sympatii i zaufania do instytucji publicznych. Jednak nawet oni w czasach bezprecedensowych budżetowych oszczędności zaczynają podawać w wątpliwość konieczność istnienia wielu z nich.

Komisja monopolowa, która doradza niemieckiemu rządowi w sprawie walki z biurokracją i zwiększania konkurencyjności, przedstawiła właśnie listę instytucji utrzymywanych z pieniędzy podatników, a które są zbędne, bo ich kompetencje przejęły np. instytucje unijne.

O poległych 65 lat po wojnie

Jednym z najbardziej jaskrawych przypadków jest federalny urząd ds. walki z dyskryminacją (ADS). Istniejąca od 2006 roku instytucja miała się zajmować szczytnym celem wdrażania unijnych wytycznych dotyczących równouprawnienia płci, wyznań i ras. – Problem polega jednak na tym, że obowiązujące niemieckie prawo cywilne i pracy czy instytucja rzecznika praw obywatelskich oraz unijne sądownictwo chronią przed dyskryminacją w sposób dostateczny – dowodzi komisja. I wydaje wyrok: zniknięcia ADS nikt by nawet nie zauważył.
Reklama
Podobnie jest z rządowym pełnomocnikiem ds. niemieckiej turystyki, którego zadaniem jest „analizowanie problemów branży i proponowanie rozwiązań”. Tyle że dokładnie tym samym zajmują się dziesiątki prywatnych instytucji, w których raportach można wręcz przebierać. – Po co więc płacić pełnomocnikowi 3,5 tys. euro miesięcznej pensji? – zastanawia się komisja. Raport nie zostawia też suchej nitki na stanowisku informacyjnym dla rodzin poległych żołnierzy Wehrmachtu, które – choć od zakończenia wojny minęło już 65 lat – wciąż płaci 300 współpracownikom.

>>> Czytaj też: Związkowcy Energi chcą ugrać dla siebie jak najwięcej

Państwowe maski teatralne

Serwis sceniczny niemieckiej opery to tylko z pozoru prężne przedsiębiorstwo zatrudniające 217 osób. W rzeczywistości ta państwowa firma produkująca wyposażenie dla państwowych niemieckich teatrów i oper wisi na garnuszku państwa i kosztuje budżet federalny rocznie prawie 30 mln euro.
Podobnie jest z federalnym urzędem kartograficznym (BKG) dysponującym 26-mln budżetem rocznym czy zatrudniającym ponad tysiąc osób federalnym urzędem ds. języków obcych, który organizuje lingwistyczne kształcenie niemieckich urzędników.
– Sektor komercyjny może z równym powodzeniem budować teatralne maski, aktualizować szkolne mapy i organizować kursy językowe dla jadących do Afganistanu żołnierzy Bundeswehry – czytamy w raporcie. Jego autorzy są również bezlitośni dla istniejącej od 1988 Federalnej Orkiestry Jazzowej. Niemiecki budżet co roku wydaje na nią prawie 3 mln euro. – W czasach walki z zadłużeniem i niskiej dynamiki PKB nie stać nas na zbytek. Dla takich przedsięwzięć trzeba szukać prywatnych partnerów i sponsorów – brzmi wyrok komisji.

>>> Czytaj też: Drogi kliencie, zapraszamy, zostań naszym niewolnikiem

Urzędnicze absurdy po grecku
W czasie poszukiwań budżetowych oszczędności generalny inspektor administracji publicznej w Grecji wpadł na trop biura Kopais.
Jest to specjalna komórka administracji państwowej stworzona w 1957 roku, której zadaniem było przygotowanie i przeprowadzenie osuszenia jeziora niedaleko Teb, po dnie którego miały biec nowe drogi. Jezioro zniknęło bezpowrotnie w tym samym roku, ale jego 30 urzędników ciągle pracuje nad osuszaniem tamtejszych terenów.
Niektórzy z nich zarabiali nawet 2,5 tys. euro. Biuro przeżyło już nawet zmiany pokoleniowe – część zatrudnionych odeszła na emerytury, a zastąpili ich nowi.
Nieustannie działa także powołane przez rząd grecki biuro zajmujące się promocją Salonik jako europejskiego miasta kultury. Saloniki były europejskim miastem kultury, ale... trzynaście lat temu, w 1997 roku.