Problem miała rozwiązać rekomendacja S II. Obowiązuje ona od lipca 2009 roku i od tego czasu teoretycznie można kupić franki lub euro w kantorze, gdzie kursy są najczęściej niższe, i zapłacić nimi ratę kredytu.
– Banki dostosowały się do rekomendacji, ale wprowadziły dodatkowe opłaty za aneks do umowy. Okazało się, że jest to skuteczny środek zniechęcający klientów do takich operacji – mówi Jarosław Sadowski z Expandera.

Nieskuteczna rekomendacja

Czasem aneks, który umożliwia spłatę kredytu w walucie, kosztuje 500 zł, a czasami – jak w Getin Banku – nawet 1 proc. wartości kredytu. Do tego zgodnie z rekomendacją KNF można tylko raz w czasie trwania umowy kredytowej dokonać zmiany waluty, w jakiej pożyczka jest spłacana. Nic więc dziwnego, że na takie rozwiązanie decyduje się niewiele osób.
Reklama
– Po ponad roku działania rekomendacji S II można powiedzieć, że nie spowodowała ona zmian na tym rynku i zmniejszenia spreadów. Uznaliśmy, że w tej sytuacji trzeba zaproponować uregulowanie tej kwestii – mówi Mariusz Haladyj z Ministerstwa Gospodarki.
Resort chce ustawowego zakazania bankom pobierania jakichkolwiek dodatkowych opłat za spłatę kredytu w walucie. Można to potraktować jako doprecyzowanie przepisów, które wcześniej wprowadzała rekomendacja S II.
MG ma też propozycję idącą dalej. Zakłada ona, że spłata kredytów walutowych będzie się odbywać tylko po średnim kursie banku centralnego.
Nad podobnym rozwiązaniem pracują Węgrzy. Do parlamentu trafił już projekt ustawy przygotowany przez nadzór bankowy.

Może być drożej

Sektor finansowy nie jest zachwycony propozycjami resortu gospodarki. Wojciech Kwaśniak, były szef nadzoru bankowego, twierdzi nawet, że gdyby te pomysły weszły w życie, banki mogłyby się wycofać z udzielania kredytów walutowych. W skrajnym przypadku doszłoby nawet do katastrofy.
– Jeśli banki zaczęłyby tracić na istniejącym portfelu kredytów, za jakiś czas podatnicy musieliby dopłacić, by ratować instytucje finansowe – mówi Wojciech Kwaśniak.
Bardziej prawdopodobne jest jednak inne rozwiązanie. – Banki zaczęłyby kompensować sobie spadek przychodów ze spreadów, podnosząc inne opłaty – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Invest-Banku. Być może wzrosłyby wówczas marże kredytowe, prowizje czy nawet opłaty za prowadzenie rachunków bankowych.