Europejscy inwestorzy z nieufnością podeszli w środę do wtorkowego wyskoku amerykańskich indeksów o 4-5 proc. Jak się okazało, postąpili całkiem słusznie, bowiem wczoraj Wall Street z łatwością zniwelowała poprzednią zwyżkę niemal w całości. O zmienności nastrojów nie ma co nawet wspominać. W poniedziałek Dow Jones stracił prawie 635 punktów, we wtorek zyskał 430, wczoraj znów pozbył się 520 punktów. Choć skala spadków we Frankfurcie i Paryżu była zbliżona do tej w Nowym Jorku, to jednak obraz rynku po obu stronach jest diametralnie odmienny. DAX i CAC40 wyglądają jakby zaraz miały zapaść się pod ziemię, zaś Dow Jones i S&P500 robią wrażenie sugerujące, że przecena dobiega końca. Czy tak rzeczywiście się stanie nie sposób przewidzieć. Rynkami rządzą ogromne emocje i żaden rodzaj analizy poza psychologiczną nie ma obecnie zastosowania.

Indeks naszych blue chipów, do spółki ze wskaźnikiem w Budapeszcie, zachowywały się w środę tak, jakby to Polska i Węgry miały po ponad 14 bilionów dolarów długów i otrzymały właśnie śmieciowy rating od Standard & Poor's. Przekraczająca chwilami kilkanaście procent przecena sporej części naszych największych spółek jednoznacznie wskazuje na zamiejscowe pochodzenie tak mocno zdeterminowanej podaży. Pod względem skali ostatniej fali spadków warszawski parkiet wiedzie prym w Europie, nie ustępując nawet Atenom, jeśli wziąć pod uwagę indeks szerokiego rynku oraz wskaźniki małych i średnich spółek. Zielona wyspa zamieniła się więc w czerwoną latarnię. Przynajmniej na giełdzie. Wydaje się, że zupełnie niezasłużenie.

Za potwierdzeniem przypuszczenia, że czwartek może przynieść odreagowanie ostatnich spadków przemawia sytuacja na giełdach azjatyckich oraz wskazania kontraktów terminowych. Na godzinę przed końcem handlu jedynie w Hong Kongu i Singapurze indeksy traciły po około 1 proc. Nikkei zniżkował o 0,6 proc., a na kilku parkietach notowano niewielkie wzrosty. Kontrakty na amerykańskie indeksy rano szły w górę po 1,7-2 proc., a towarzyszyła im podobna zwyżka instrumentów pochodnych na główne wskaźniki europejskie. Agencje ratingowe zgodnym chórem rozwiały pojawiające się w środę obawy przed obniżeniem oceny francuskiego długu. Stadard & Poor's, Fitch i Moody's potwierdziły najwyższą jego wiarygodność. Ten czynnik nie będzie więc już psuł humorów inwestorom. Bodźcem do wzrostów po południu może okazać się informacja o liczbie wniosków o zasiłek dla bezrobotnych za oceanem. Po tym, gdy w poprzednim tygodniu sięgnęła ona 400 tys., oczekiwania są podobne. Jeśli się sprawdzą lub dane okażą się choćby odrobinę lepsze, strach przed spowolnieniem amerykańskiej gospodarki może zelżeć.

Nasz parkiet powinien podążyć śladem rynków rozwiniętych, jednak środowa wyprzedaż może działać hamująco na ewentualny optymizm.

Reklama