Negocjacje Grecji z prywatnymi wierzycielami w sprawie restrukturyzacji zadłużenia ugrzęzły. A właściwie są w punkcie wyjścia. Problemy Aten to jeden z głównych tematów wczorajszego spotkania kanclerz Niemiec Angeli Merkel z szefową Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde. Bez umowy Grecja – prywatni wierzyciele nie będzie drugiego bailoutu. Wtedy państwo zbankrutuje i powróci do drachmy. Biorąc pod uwagę to, że w kraju zbliżają się wybory parlamentarne, a umowa stała się jednym z najważniejszych tematów kampanii, jest to coraz bardziej prawdopodobne.
To drugie z kolei kluczowe spotkanie szefowej niemieckiego rządu. W poniedziałek Merkel rozmawiała o problemach strefy euro z prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym, dziś w Berlinie podejmie premiera Włoch Mario Montiego. Niemcy zastrzegają jednak, że żadnych oficjalnych deklaracji w sprawie Grecji nie należy oczekiwać, dopóki w połowie stycznia swojej oceny nie przedstawi tzw. trojka, czyli nadzorujący Ateny przedstawiciele MFW, Europejskiego Banku Centralnego i Komisji Europejskiej.
Reklama
W grę wchodzi niebagatelna suma 130 mld euro nowego pakietu pomocowego dla Grecji, który jednak nie zostanie udzielony, póki Ateny nie porozumieją się z prywatnymi wierzycielami w sprawie warunków 50-proc. redukcji długu, uzgodnionej na październikowym szczycie przywódców strefy euro. Bez tych pieniędzy Grecja zbankrutuje. Być może już w marcu, gdy będzie musiała zrefinansować obligacje warte 17,5 mld euro. To prawie czterokrotnie więcej, niż wynoszą całoroczne potrzeby Węgier.
Rozmowy z wierzycielami utknęły w martwym punkcie. Chodzi o dług wart 206 mld euro. Wciąż nie uzgodniono np. poziomu oprocentowania nowych obligacji, które zastąpią dotychczas istniejące. Inwestorzy chcieliby powiązać ten poziom z prędkością rozwoju gospodarczego Grecji. Im szybciej Ateny by się rozwijały, tym większe płaciłyby odsetki. Rząd Lukasa Papademosa nie chce o tym słyszeć.
Punktów spornych jest więcej. W połowie grudnia jeden z najważniejszych wierzycieli, hiszpański fundusz hedgingowy Vega Asset Management, zagroził zerwaniem negocjacji, jeśli Ateny wciąż będą się upierać, by redukcja zadłużenia przekroczyła założony poziom 50 proc. Grecja z kolei podnosi argument, że większa redukcja może być niezbędna w związku z wyższym od zakładanego 6-proc. spadkiem PKB w 2011 r.
Trwa też ucieczka zagranicznego kapitału. W obawie przed przywróceniem drachmy i dewaluacją nowej/starej waluty wobec euro w ciągu dwóch lat z Grecji odpłynęły 62 mld euro. Run na banki wyraźnie przyspiesza; we wrześniu i październiku 2011 r. firmy i osoby prywatne wycofały z depozytów 14 mld euro. Ten stan rzeczy potęgują deklaracje przedstawicieli władz. Kilka dni temu rzecznik rządu Pandelis Kapsis zapowiedział na antenie telewizji Skai Tileorasi, że bez drugiego bailoutu Grecja zrezygnuje z uczestnictwa w strefie euro.
Sytuację komplikuje to, że niebawem Ateny wejdą w kampanię przed planowanymi na kwiecień wyborami parlamentarnymi. Tymczasowy gabinet wielkiej koalicji z ekonomistą Papademosem na czele poda się do dymisji, a stworzenie nowego rządu może być ekstremalnie trudne. W sondażach prowadzi dotychczas opozycyjna konserwatywna Nowa Demokracja, ale jej poparcie (30,5 proc.) jest zbyt małe, by samodzielnie stworzyć rząd. Rośnie zaś popularność skrajnej lewicy, która przejmuje poparcie od PASOK, z którego wywodził się poprzedni premier Georgios Papandreu. Według ostatniego sondażu VPRC komuniści, Koalicja Radykalnej Lewicy i Lewica Demokratyczna mogą liczyć wspólnie na 32,5 proc. poparcia.