Hydrauliczne szczelinowanie polega na wpompowaniu pod dużym ciśnieniem tzw. płuczki (mieszaniny wody z piaskiem i związkami chemicznymi) w głąb ziemi do powiększenia szczelin w skałach, w których znajduje się gaz ziemny. Skład chemiczny płuczki budzi największe zastrzeżenia. Jednym z głównych argumentów przeciwników wydobycia gazu z łupków jest to, że zawarte w niej substancje są szkodliwe i jeśli wydostaną się z odwiertu mogą np. skazić wody gruntowe.

Jak podkreśla dr Piotr Kasza, ekspert z Instytutu Nafty i Gazu, zabiegi hydraulicznego szczelinowania w polskim przemyśle wydobywczym wykonywane są od lat 50-tych.

– Oczywiście używane wówczas technologie, sprzęt zabiegowy i materiały chemiczne były inne. Jednak przez ostatnie 20 lat wykonujemy je tą samą aparaturą, którą stosuje się w złożach gazu z łupków i używamy dokładnie tych samych materiałów chemicznych – mówi dr inż. Piotr Kasza z Instytutu Nafty i Gazu.

Różna jest jedynie skala wykonywanych zabiegów.

Reklama

– W złożach konwencjonalnych w Polsce wykonujemy ich może kilka w roku. Natomiast złoża gazu z łupków mają swoją specyfikę i tych odwiertów trzeba wykonać dużo więcej - dodaje dr inż. Piotr Kasza.

Wątpliwości ekologów budzą również ogromne ilości wody zużywane do szczelinowania hydraulicznego. Ekspert przyznaje, że to jest problem, ale firmy wydobywcze starają się z nim walczyć. Obecnie średnio 40 proc. wody powraca w formie płynu pozabiegowego.

– Są już technologie pozwalające na odzyskanie z tego płynu 98 proc wody. Jest ona wykorzystywana przy kolejnych zabiegach. Oczywiście zostaje 2 proc., które należy zutylizować. Do tego są powołane specjalistyczne firmy. Tak samo postępujemy przy złożach konwencjonalnych – informuje ekspert.

Dodaje, że w Warszawie w ciągu jednego dnia zużywa się dziesięciokrotnie więcej środków chemicznych, niż do jednego zabiegu szczelinowania. W 99 proc. zabiegów do wody dodaje się gumy guar, która powszechnie stosowana jest m.in. jako dodatek do żywności, a oprócz niej - alkohole i detergenty.