Francois Hollande obiecał serię wydatków socjalnych. Gdzie znaleźć na to pieniądze, skoro dług Francji zbliża się do 90 proc. PKB?
Rozumiemy, że sprawa ograniczenia długu ma żywotne znaczenie dla Francji i całej Europy. Jednak nie wszystko można ująć w kategoriach wydatków. Z powodu cięć z ostatnich lat poziom edukacji w naszym kraju załamał się i jego odbudowa jest kluczowa dla poprawy wykształcenia przyszłych pracowników, a więc i konkurencyjności gospodarki. Sarkozy prowadził politykę zastępowania dwóch pracowników administracji przechodzących na emeryturę jednym nowym. Hollande postanowił z tym skończyć, bo logika musi być odwrotna: trzeba najpierw ustalić, czego oczekuje obywatel od służb publicznych, i dopiero potem dostosować do tego zatrudnienie.
Francja ma już 5,3 mln funkcjonariuszy państwa, proporcjonalnie dwa razy więcej niż Niemcy. Francję na to stać?
Oszczędności można osiągnąć nie tylko poprzez zmniejszenie zatrudnienia, lecz także poprzez poprawę skuteczności działania urzędów. Zresztą Hollande zapowiedział, że globalna liczba urzędników nie wzrośnie.
Reklama
Czy to znaczy, że wzrost zatrudnienia w szkołach zostanie zrekompensowany cięciami stanowisk gdzie indziej, np. w urzędach?
Tego nie powiedziałem!
Włochy, Hiszpania, Wielka Brytania ostro tną wydatki budżetowe państwa. Czy Francja nie powinna pójść tą drogą, aby uzdrowić finanse publiczne?
To nie może być proces mechaniczny. Jeśli będziemy cięli do tego stopnia, że doprowadzimy gospodarkę do recesji, uderzymy w ścianę. Podobnie jak wtedy, gdybyśmy chcieli tylko napędzać wzrost większymi wydatkami państwa. Musimy więc znaleźć trudny kompromis między powstrzymaniem wzrostu długu, dynamizacją gospodarki i poprawą skuteczności służb publicznych.
Niemcy mają dziś dwukrotnie niższe bezrobocie niż Francja, bo doprowadziły do poluzowania regulacji rynku pracy.
Jest też druga, ciemniejsza strona medalu: już połowa niemieckich pracowników nie jest objęta branżowymi zabezpieczeniami socjalnymi. Skala biedy i różnic w dochodach bardzo się zwiększyła. Przyznaje to sam kanclerz Gerhard Schroeder, który 10 lat temu zainicjował te reformy. Od Niemców musimy się więc uczyć tego, co robią dobrze, np. negocjacji między związkami zawodowymi i pracodawcami, a nie ślepo wszystko naśladować.