Konserwatywny rząd Antonisa Samarasa musiał stawić wczoraj czoła pierwszemu strajkowi generalnemu. W Atenach i innych głównych miastach Grecji nie działały szkoły, poczty, transport publiczny, urzędy. Tysiące demonstrantów starło się z policją. Grecy sprzeciwiają się kolejnej fali cięć, która ma przynieść w ciągu dwóch aż 11,5 mld euro oszczędności. To warunek, aby Grecja otrzymała wartą 31 mld euro kolejną transzę pomocy i mogła w ten sposób spłacić zaciągnięte pożyczki. Tym razem planowane oszczędności są jednak wyjątkowo drastyczne. W kraju, w którym już teraz 1/3 mieszkańców żyje poniżej progu ubóstwa, emerytury i pensje pracowników budżetówki mają zostać ograniczone nawet o 30 proc.
Mimo takich oszczędności z nieoficjalnych informacji wynika, że dziura w finansach publicznych Grecji w stosunku do uzgodnień z Brukselą sięga blisko 20 mld euro. Wczoraj szefowa MFW Christine Lagarde spotkała się w tej sprawie w Berlinie z Angelą Merkel. Zdaniem Reutersa namawiała kanclerz do darowania zasadniczej części długu, jaki Ateny zaciągnęły wobec EBC i wierzycieli publicznych Unii. Do tej pory straty na inwestycjach w greckie obligacje ponieśli tylko wierzyciele prywatni. Zdaniem Lagarde bez tego Grecy nigdy nie wyjdą na prostą.
Merkel na razie odrzuca jednak taki pomysł. Obawia się, że doprowadzi on do klęski CDU w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Według koncepcji Lagarde sam fundusz, który pożyczył Grecji 20 mld euro, miałby jednak zostać w całości spłacony. Unia pożyczyła z kolei Atenom 200 mld euro.
Reklama
W niezwykle trudnej sytuacji jest także Hiszpania. Wczoraj rentowność 10-letnich hiszpańskich obligacji osiągnęła około 6 proc., bo inwestorzy obawiają się, że w warunkach recesji kraj nie będzie w stanie ograniczyć w tym roku deficytu do obiecanych 6 proc. PKB. Niepokój wywołuje także stan hiszpańskich banków: w piątek mają zostać opublikowane dane o skali złych długów. W tej sytuacji Mariano Rajoy zapowiedział, że w razie utrzymywania się tak wysokiej rentowności obligacji wystąpi do Brukseli o pomoc przed bankructwem. Premier miał nadzieję, że uda mu się to uczynić równocześnie z Włochami i uzyskać w ten sposób lepsze warunki, ale to coraz mniej prawdopodobne, bo inwestorzy mają o wiele większe zaufanie do Rzymu niż do Madrytu.