Resort ministra Rostowskiego będzie musiał wysupłać 3 mld euro już w lutym. To jedyny wykup papierów denominowanych w walutach w przyszłym roku. Ale w kolejnych latach wartość długu zagranicznego do spłacenia będzie większa, bo resort będzie musiał spłacać to, co pożyczał za granicą w poprzedniej dekadzie. Dużo więcej do uregulowania będzie w 2015 r., kiedy to zapadają papiery dolarowe za ponad 3,3 mld dol., euroobligacje za pół miliarda euro, prawie 1,9 mld obligacji we frankach i samuraje za 25 mld jenów (łącznie 20 mld zł).
Mało prawdopodobne, aby wizja dużych spłat w walutach zniechęciła Ministerstwo Finansów do emisji zagranicznych. W porównaniu z całością potrzeb pożyczkowych te walutowe nie są duże: przyszłoroczny lutowy wykup euroobligacji ma kosztować w przybliżeniu 12 mld zł, a – dla porównania – spłata w styczniu i w kwietniu dwóch serii papierów emitowanych na krajowym rynku pochłonie w sumie 43 mld zł. Zresztą MF już się przygotowuje do obsługi długu w euro i choć tego oficjalnie nie przyznaje, to zapewne w tym celu sprzedał w tym tygodniu 12-letnie euroobligacje za 1,75 mld euro. Resort zresztą konsekwentnie buduje swoją walutową poduszkę płynnościową, bo już na koniec sierpnia miał prawie 6,3 mld euro na swoich rachunkach.
Według Arkadiusza Urbańskiego, analityka Pekao, MF może częściej sięgać po papiery denominowane w walutach obcych, by właśnie pozyskiwać środki na spłatę krajowego zadłużenia. Powód? Duże zainteresowanie inwestorów, które przekłada się na wyraźne spadki rentowności polskich obligacji na rynkach zagranicznych. Sprzedana właśnie seria miała ją na poziomie 3,385 proc. Dla porównania papiery o podobnej zapadalności emitowane dwa lata temu miały prawie 4,02 proc. rentowności.
Resort skrzętnie wykorzystuje rosnące zainteresowanie polskim długiem. Sprzedana właśnie seria euroobligacji miała historycznie niski kupon – 3,375 proc. Podobnie było w przypadku tych z końca września obligacji w dolarach za 2 mld dol., gdzie oprocentowanie spadło do nienotowanego wcześniej poziomu 3 proc.