Huragan Sandy, który w nocy z niedzieli na poniedziałek miał się pojawić nad Wschodnim Wybrzeżem USA, krzyżuje plany obu kandydatów w wyborach prezydenckich. Ma on wyjątkową moc i co gorsza, zderzy się z inną, niemal równie silną falą wiatrów, która w tej chwili znajduje się nad tym samym regionem Stanów Zjednoczonych. W ten sposób przez 36 godzin nad 12 stanami będą panowały ekstremalne warunki atmosferyczne nazywane „frankenstorm”.
Towarzystwa ubezpieczeniowe już się szykują na wielomiliardowe odszkodowania. Jak duże, rzecz jasna jeszcze nie wiadomo, jednak Sandy może się okazać jednym z kosztowniejszych kataklizmów we współczesnej historii USA. Do tej pory rekordzistą był huragan Katrina z 2005 r., który spowodował spustoszenia oceniane na 110 mld dolarów. Bardzo niszczycielskie były także Andrew w 1992 r. (50 mld dol.) i Ike w 2008 r. (25 mld dol.).
Jeszcze większe od ekonomicznych mogą jednak okazać się skutki polityczne kataklizmu. Na kilka dni przed wyborami zarówno prezydent Barack Obama, jak i Mitt Romney chcieli wykorzystać każdą minutę, aby przekonać niezdecydowanych w dziewięciu stanach, w których wciąż nie wiadomo, kto uzyska więcej głosów. Bez nich ani Obama (który powinien wygrać w stanach dających mu 237 głosów elektorskich), ani Romney (191 głosów) nie zdobędą większości potrzebnej do zwycięstwa. Wczoraj obaj kandydaci odwołali jednak spotkania m.in. w Wirginii i Marylandzie i postanowili skoncentrować się na akcji ratowniczej.
Reklama
Wczoraj wieczorem w Nowym Jorku zatrzymano też pracę metra. Dziś zamknięte będą szkoły i instytucje publiczne. Podobnie postąpiły władze innych wielkich metropolii Wschodniego Wybrzeża.