Od 35 do 45 mld dol. wynoszą według wstępnych szacunków straty spowodowane huraganem „Sandy”, który w nocy z poniedziałku na wtorek uderzył we Wschodnie Wybrzeże USA. To była największa – poza „Katriną” w 2005 r. i „Andrew” w 1992 r. – katastrofa w dziejach tego kraju. Jednak większość ekonomistów uważa, że z tej próby Stany Zjednoczone nie tylko wyjdą obronną ręką, ale nawet wzmocni ona gospodarkę kraju.

Amerykańscy meteorolodzy nie odnotowali do tej pory huraganu, który uderzyłby z taką siłą na północ od obu Karolin, czyli w najbardziej zurbanizowany obszar wybrzeża Atlantyku. Wiatr wiał z prędkością 145 km/h, a w Dolny Manhattan uderzyła fala o wysokości prawie czterech metrów, zalewając część stacji metra oraz tuneli łączących tę dzielnicę z resztą metropolii. – Przez 108 lat, jakie liczy nowojorski transport publiczny, nie stanęliśmy wobec takiego wyzwania – przyznaje prezes Metropolitan Transportation Authority Joseph Lota.

Zdaniem towarzystwa ubezpieczeniowego AIG gdyby okazało się, że zalana zostanie większa część sieci metra, a wody nie uda się wypompować przez kilka tygodni, straty tylko z tego powodu mogą sięgnąć nawet 50 mld dol.

Od poniedziałku Nowy Jork stoi w miejscu: nie pracuje giełda, zamknięte są szkoły, urzędy i większość biur. Przeszło 600 tysięcy mieszkań jest pozbawionych prądu. Ten paraliż też ma wysoką cenę – każdy dzień zatrzymania nowojorskiej gospodarki oznacza 3,5 mld dol. straty dla USA.

Reklama

Jednak zakres spustoszenia jest o wiele szerszy. Meteorolodzy oceniają, że huragan „Sandy” uderzył – z mniejszą lub większą siłą – w obszary, które łącznie wytwarzają jedną czwartą całego dochodu narodowego Stanów Zjednoczonych. Wczoraj poza Nowym Jorkiem prądu pozbawionych było aż 7 milionów amerykańskich rodzin, a milion w ogóle opuściło swoje mieszkania. W niektórych miastach jak Atlantic City (drugi co do wielkości ośrodek hazardu w USA po Las Vegas) ulice zamieniły się w rwące potoki.

AIG ocenia, że aż połowa nieruchomości, które zostały zniszczone, nie była ubezpieczona. Może się więc powtórzyć sytuacja sprzed siedmiu lat, kiedy znaczna część mieszkańców Nowego Orleanu i całej Luizjany bezpowrotnie straciła dorobek życia.

Mimo tak wysokich spodziewanych kosztów notowania dolara były wczoraj stabilne: 1 euro było wymieniane za 1,29 dol. Zdaniem wielu ekonomistów spokój inwestorów jest uzasadniony, bo w perspektywie kilku miesięcy „Sandy” nie tylko nie powinna znacząco osłabić amerykańskiej gospodarki, ale wręcz przyspieszy jej rozwój.

Tak było w przeszłości. – Zaraz po uderzeniu „Katriny” straty były kolosalne, ale później okazało się, że pomogła ona w rozwoju tego regionu Ameryki – uważa Keith Hember, główny ekonomista Nuveen Asset Management.

Najszybciej powinien być odczuwalny wzrost wydatków konsumentów. Nakłady na zakup nowych mebli, zapasów żywnościowych, remont domów sięgną 27– 36 mld dol. – oceniają ekonomiści. Kolejne 10 mld dol. powinni przeznaczyć przedsiębiorcy na odtworzenie uszkodzonych linii produkcyjnych. A 12 mld dol. to wartość działalności gospodarczej, która z powodu huraganu „Sandy” została wstrzymana, ale którą będzie można odrobić. Suma tych trzech składników (49–58 mld dol.) przewyższa zatem spodziewane szkody spowodowane przez huragan. Ale korzyści mogą być większe: zmiana sprzętu to okazja dla wielu firm do szybszego przyjęcia nowych technologii. I poprawy w ten sposób konkurencyjności produkcji.