Wyobraź to sobie. Wsiadasz do samochodu, przeciągasz się i zaczynasz przeglądać poranną prasę na swoim smartfonie. W tym samym czasie twoje auto przyspiesza, płynnie porusza się w wśród innych pojazdów i bez problemu wjeżdża na autostradę, podczas gdy ty nie musisz nawet kiwnąć palcem.

Dookoła suną inne autonomiczne samochody. Dzięki temu, że poruszają się bezpiecznie nawet przy dużych prędkościach, dojeżdżasz do pracy dwa razy szybciej. Ich jazda jest precyzyjna, pozwala uniknąć korków i oszczędza paliwo. Ponadto pojazdy te ustępują pierwszeństwa pieszym, zmniejszają ryzyko stłuczki i zawsze wybierają najlepszą trasę. Twój samochód podrzuca cię do biura i sam parkuje gdzieś na obrzeżach miasta, gdzie czeka na twoje wezwanie, gdy skończysz pracę.

Choć od tak doskonałych dojazdów dzielą nas jeszcze dziesięciolecia, era autonomicznych samochodów nadciąga w szybkim tempie. Pionierem w tej dziedzinie był Google, a w ubiegłym tygodniu także Audi i Toyota ogłosiły swoje postępy w automatyzacji pojazdów. Za nimi chcą podążyć inni producenci samochodów m.in. General Motors, Daimler czy Nissan.

Trudno im się dziwić. Autonomiczne samochody mogą nie tylko być nową, dochodową ścieżką rozwoju dla tych firm, ale także przyczynić się do postępów w planowaniu publicznym, znacząco poprawić jakość życia, ograniczyć ryzyko ludzkiego błędu a nawet zredukowaćo 30 tys. roczną liczbę ofiar na drogach w samych Stanach Zjednoczonych. Będą rzecz jasna miały swoje wady i trudne do przewidzenia konsekwencje. Dlatego też rządzący powinni już teraz zacząć myśleć o przyszłości, która może nadejść szybciej niż się tego spodziewaliśmy.

Reklama

>>> Czytaj też: Samosterujące samochody mogą już jeździć po ulicach Kalifornii

Zanim autonomiczne samochody zagoszczą na drogach, musimy rozpatrzyć trzy kwestie. Po pierwsze potrzebne będą nowe ramy prawne, gdyż dotychczasowe nie były pisane z myślą o tej technologii. Nowe przepisy powinny oswoić organy regulacyjne, transportu i porządku publicznego z autonomicznymi pojazdami i dać ich producentom pewniejszą wizję przyszłości. Trzeba też będzie wypracować odpowiednio precyzyjne słownictwo, a także zadbać o to, by zorientowane na tradycyjną jazdę prawo nie zahamowało dynamicznego rozwoju tego sektora.

Inną kwestią będzie odpowiedzialność za wypadki drogowe. Kto będzie ją ponosił? Kierowca? Producent? A może twórca aplikacji dla danego samochodu? Żeby rozwiązać ten dylemat wszystkie nowe pojazdy mogłyby być wyposażone w rejestratory danych podróży, czarne skrzynki, w których zgromadzone byłyby informacje o działaniu samochodu tuż przed wypadkiem.

Po trzecie rządzący na wszystkich szczeblach muszą być realistami: autonomiczne samochody na pewno nie będą doskonałe, prawdopodobnie spowodują spory zamęt, a ich potencjalne zalety mogą być wyolbrzymione. W najlepszym wypadku jazda taka, jak ta opisana w pierwszym paragrafie – szybsza, bezpieczniejsza i bardziej wydajna – stanie się rzeczywistością. Nieprędko jednak. Istnieje ryzyko, że wysoki popyt na autonomiczne pojazdy tylko zwiększy ruch uliczny,ilość emitowanych spalin i doprowadzi do dalszego rozrastania się przedmieść. Pewne jest, że więcej osób zechce jeździć samochodem, co sprawi, że konieczne będą zmiany w sposobie finansowania drogowej infrastruktury, czyli obciążenie jej użytkowników częścią kosztów, np. poprzez podatek od przejechanych kilometrów.

Przekazanie maszynom odpowiedzialności za ruch drogowy będzie skomplikowanym i chaotycznym procesem, który zmusi nas do rozważań o charakterze moralnym i licznych ustępstw. Może zmienić nasze otoczenie, gospodarkę i, prawdopodobnie, nasz styl życia. To będzie prawdziwa rewolucja, nie oczekujmy więc, że wszystko pójdzie gładko.

>>> Polecamy: Europejskie koncerny motoryzacyjne pędzą ku przepaści

ikona lupy />
Google Street View - takim samochodem Google fotografuje m.in. polskie ulice. / Bloomberg / Ralph Orlowski