Niezależnie od rasy, narodowości czy pochodzenia. W społeczeństwach zachodnich świadomość problemu w ostatnich latach stała się wręcz powszechna. W pozostałych miejscach globu dzieci z ADHD uważa się po prostu za niegrzeczne. Nie zmienia to jednak faktu, że wszyscy muszą się liczyć ze społecznymi konsekwencjami tej choroby. A te – jak dowodzi Jason Fletcher z Yale – są naprawdę spore.
Ten amerykański ekspert od zdrowia publicznego w swojej ostatniej publikacji sprawdził, jak ułożyły sobie życie osoby, u których w młodości zauważono objawy ADHD. Takie dane są już dostępne, bo w dorosłość weszły późne roczniki 70., a to właśnie od tamtej pory w Ameryce problem nadpobudliwości psychoruchowej jest traktowany poważnie. Fletcher szybko dochodzi do wniosku, że osoby cierpiące w dziecińctwie na ADHD nie mają w życiu łatwo. Jest wśród nich np. zdecydowanie więcej bezrobotnych, a wskaźnik zatrudnienia w tej grupie jest o 10 proc. niższy od ogółu rówieśników. Jednocześnie 15 proc. więcej z nich korzysta z państwa opiekuńczego, co jest związane z problemami ze znalezieniem pracy. To nie koniec. Bo gdy osoby takie zdobędą pracę, i tak ich zarobki są średnio o 33 proc. niższe niż ich rówieśników, u których choroby w młodości nie stwierdzono. Zwłaszcza ta ostatnia liczba robi wrażenie. Bo gdy Fletcher zestawia ją z innymi statystykami, wychodzi mu, że różnica zarobkowa wywołana ADHD jest większa niż ta wynikająca z różnic płci (w Ameryce jakieś 29 proc.) albo koloru skóry (biali zarabiają w USA średnio o 24 proc. więcej niż czarni).
Na dodatek w swojej poprzedniej pracy Fletcher pokazywał już, że zespół nadpobudliwości bardzo często wiąże się z podwyższonym prawdopodobieństwem wejścia przez dziecko w późniejszym życiu w konflikt z prawem (mówimy tu o takich przestępstwach jak włamania, kradzieże, napady czy handel narkotykami). Ten związek nie znikał nawet, gdy Fletcher brał pod uwagę inne czynniki, takie jak poziom zamożności, rasę czy wykształcenie rodziców. Innymi słowy, ADHD zwiększało prawdopodobieństwo zejścia na złą drogę równie wyraźnie wśród białych dzieciaków z dobrych domów, jak i czarnych latorośli wychowywanych samotnie przez matkę. W zależności od przestępstwa to prawdopodobieństwo wahało się między 10 a 20 proc. Na koniec Fletcher dodał dwa do dwóch i wyliczył, że skoro koszty tych wszystkich przestępstw wynoszą w przypadku USA jakieś 3–4 mld dol. rocznie (oszacował to kiedyś do spółki z Barbarą Wolfe z Uniwersytetu Wisconsin), to zwiększenie wysiłków zmierzających do wyłapywania i leczenia ADHD we wczesnym dzieciństwie (w ramach systemu edukacyjnego) mogłoby przynieść społeczeństwu możliwość oszczędzenia poważnej części tej sumy. Nie mówiąc już o potencjalnych zyskach związanych ze zmniejszeniem wykluczenia osób chorych na rynku pracy.
Analiza Fletchera to przykład kompleksowego badania zjawisk pozornie ze sobą niezwiązanych, a jednak faktycznie mocno splecionych. Nie chodzi już nawet o samo ADHD (zwłaszcza że lekarze i psychologowie są mocno podzieleni w sprawie uleczalności tego schorzenia), ale bardziej o model myślenia, który bardzo by się u nas przydał.
Reklama