Kończą się dobre czasy dla bankowców. Parlament Europejski i Rada UE są w końcowej fazie uzgadniania treści nowej dyrektywy, która ograniczy bonusy wypłacane pracownikom instytucji finansowych. Intencja jest jasna: chodzi o to, by menedżerowie banków stracili motywację do prowadzenia zbyt ryzykownych inwestycji. Duża skłonność do ryzyka była jedną z głównych przyczyn kryzysu, który wybuchł w 2008 r.
Premie nie będą mogły być wypłacane bankowcom, zanim efekty prowadzonych przez nich działań nie będą znane. Jeszcze bardziej radykalne są przepisy, które określają maksymalny pułap premii. Nie będzie mogła być wyższa niż wartość pensji, jaką w danym roku otrzymał pracownik. Wyjątkowo premia może wynosić dwukrotność pensji, ale pod warunkiem że wyda na to zgodę większość akcjonariuszy (2/3 praw głosów).
Nowe regulacje będą dziś dyskutowane w Radzie UE w Brukseli. Sprzeciwia się im Wielka Brytania. Londyn się obawia, że nałożenie tak radykalnych ograniczeń spowoduje, iż najlepsi menedżerowie będą szukali pracy poza londyńskim City. To z kolei może podkopać pozycję brytyjskiej stolicy jako najważniejszego ośrodka finansowego świata.
W ostatnich dniach brytyjski minister finansów George Osborne spotykał się w tej sprawie ze swoim niemieckim odpowiednikiem, Wolfgangiem Schaueblem. Starał się m.in. przekonać go do tego, aby nowe regulacje nie objęły ani oddziałów europejskich banków poza Wspólnotą, ani oddziałów banków spoza UE działających na terenie Unii. W ubiegłym roku pracujący w Londynie menedżerowie Citigroup, JP Morgan czy Goldman Sachs otrzymali premie warte 2,6–3,25 mln funtów, co dalece przekraczało ich pensje.
Reklama
Niemcy odrzucili jednak każdy z brytyjskich postulatów i poparli dążenie Francji do wprowadzenia restrykcyjnych regulacji w sprawie warunków nagradzania bankowców.
Angela Merkel chce możliwie szybko przeprowadzić przez Parlament Europejski całość regulacji dotyczących warunków pracy banków. Jeśli uda jej się to załatwić przed listopadowymi wyborami do Bundestagu, może to wzmocnić jej pozycję. Temat ukarania świata finansów za kryzys jest bardzo popularny wśród niemieckich wyborców – uważa Neil Shearing, ekspert w londyńskiej firmie konsultingowej Capital Economics.
Zmiana nastawienia Berlina okazała się przełomem w trwających od przeszło roku negocjacjach nad nowymi unijnymi przepisami dotyczącymi bankowości. Wielka Brytania pozostała osamotniona i zdaniem dyplomatów w Radzie UE nie ma nawet szans na zbudowanie mniejszości, która zablokuje niekorzystne dla siebie regulacje. Rozstrzygnięcie zapadnie kwalifikowaną większością głosów, a nie jednomyślnie.
– Prezesi brytyjskich banków wpadli w panikę. Byli przekonani, że dzięki Davidowi Cameronowi i Angeli Merkel ich płace są nienaruszalne. Teraz grunt usuwa im się spod nóg – mówi dziennikowi „Financial Times” jeden ze współpracowników brytyjskiego premiera.
Przez wiele lat uposażenia menedżerów banków były tak skonstruowane, aby relatywnie niskie płace kompensować premiami uzależnionymi od bieżących wyników inwestycji. Jednak tak jak to było w przypadku maklera Jerome’a Kerviela z francuskiego Societe Generale, wiele z nabytych tą drogą papierów już po wypłacie nagrody mocno traciło na wartości. Po wprowadzeniu przez Brukselę nowych regulacji banki będą mogły teoretycznie nadal suwerennie decydować o płacach i nagrodach. W praktyce niektóre zaczęły same ograniczać premie swoim pracownikom: w Royal Bank of Scotland, który niedawno został uratowany przez państwo przed bankructwem, nie mogą one przekraczać 2 tys. funtów w skali roku.
100 tys. euro limitu rocznych premii wprowadził dla pracowników w Londynie Deutsche Bank
3,25 mln funtów to najwyższa roczna nagroda w amerykańskich bankach w londyńskim City
24 tys. pracowników Barclays Banku otrzymało w 2012 r. nadzwyczajne premie