– Wciąż dostajemy nowe sygnały o ukraińskich podmiotach, które są zainteresowane wejściem na warszawski parkiet. Problem w tym, że sytuacja na rynku niespecjalnie sprzyja dobrym wycenom, a co za tym idzie i debiutom. Dlatego debiuty są opóźniane – mówi Beata Jarosz, wiceprezes GPW. Jej zdaniem, gdy koniunktura się poprawi, do debiutu na warszawskiej giełdzie będą zgłaszać się nowe firmy.
Według naszych informacji może się wśród nich znaleźć m.in. przedstawiciel sektora naftowo-gazowego, a w optymistycznym scenariuszu w tym roku możemy się spodziewać kolejnych trzech, czterech emitentów znad Dniepru.
Obecnie w Warszawie notowanych jest 12 ukraińskich spółek (w tym jedna na rynku NewConnect). Żaden inny kraj nie ma tylu reprezentantów na GPW. Dotychczas ukraińskie firmy pozyskały za pośrednictwem naszej giełdy około 2,3 mld zł.
Od maja 2011 r. GPW publikuje specjalny indeks obejmujący ukraińskie spółki. W zeszłym roku jego wartość spadła o około 7,5 proc. Ten wynik może się wydawać słaby, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że WIG zyskał w tym czasie 19,7 proc., a WIG20 – prawie 23,9 proc. Jednak w 2012 r. PFTS Index giełdy w Kijowie obniżył się o... ponad 45 proc.
Reklama
– Choć na Ukrainie działa chyba dziewięć różnych giełd, tak naprawdę rynku nie ma – mówi nam Oleksandr Pochkun, partner zarządzający w firmie Baker Tilly, która zajmuje się m.in. audytem i świadczy usługi doradcze. Według niego szwankują także relacje emitentów z inwestorami. W tej sytuacji kursy nawet największych spółek w niewielkim stopniu zależą od ich wyników i sytuacji finansowej.
Z tą diagnozą zgadza się również Oleksandr Szlapak, były minister gospodarki Ukrainy, a obecnie prezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej. – Pod względem obrotów, wielkości i jakości notowanych spółek Kijów radykalnie odbiega choćby od Warszawy – deklaruje.
– Ponadto zyski ukraińskich firm wciąż różnymi kanałami wyciekają za granicę i nawet spółki notowane na giełdzie zazwyczaj pokazują wyniki finansowe na poziomie zbliżonym do zera – dodaje Pochkun. – Podmioty te są ewidentnie niedoszacowane. Najwyraźniej komuś na tym zależy, szczególnie że trwa proces prywatyzacji – dodaje Szlapak. Sugeruje, że w ten sposób zainteresowani obniżają ceny spółek wystawionych na sprzedaż przez państwa.
W opinii obu notowania ukraińskich spółek obecnych na GPW znacznie lepiej odzwierciedlają to, co dzieje się w gospodarce tego kraju.