Komentatorzy zwracają uwagę, że brytyjska polityka pozostaje w stanie zawieszenia - z niepopularnym rządem, nieprzekonywującą opozycją i rosnącym elektoratem protestu.

Czwartkowe wybory lokalne nie przyniosły upragnionego sukcesu opozycyjnej Partii Pracy, dając jej kontrolą nad zaledwie trzema z 34. rad lokalnych w Anglii. Ale i konserwatyści nie mają się z czego cieszyć. Utrzymali wprawdzie przewagę w 18 samorządach, ale stracili ją w 10. Liberałowie, ukarani przez wyborców za koalicję z konserwatystami, niemal przestali się liczyć.

Ultra-konserwatywna, eurosceptyczna i antyimigracyjna Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, UKIP zdobyła prawie jedną czwartą głosów, ale dało jej to na niespełna 150 z 2300 mandatów radnych. Niemniej premier David Cameron, który poprzednio bagatelizował UKIP, nazywając ją "partią świrów" zmienił ton, mówiąc BBC: "Nie ma co obrażać partii politycznej, na którą ludzie decydują się głosować. Trzeba okazać szacunek jej wyborcom i mocno się starać, aby odzyskać ich głosy."

Reklama