Obecnie związkowcy zwierają szyki i informują się wzajemnie o terminie i miejscu pikiety – ma się ona odbyć we wtorek 14 maja o godz. 15. Jeśli odzew będzie co najmniej tak duży, jak determinacja w utrzymaniu przywilejów, może dojść do paraliżu komunikacyjnego stolicy.
W grudniu ubiegłego roku stołeczny ratusz zdecydował, że w 2013 r. konieczne jest znalezienie ok. 190 mln zł oszczędności w wydatkach na komunikację miejską. W tym celu zlikwidowano niektóre połączenia autobusowe, rozważane też było skrócenie czasu kursowania metra nocą. Likwidacja bezpłatnych przejazdów dla pracowników komunikacji miejskiej oraz ich rodzin to jeden z elementów planu oszczędnościowego, dzięki któremu miasto zaoszczędzi ok. 12 mln zł rocznie.
Środowisko pracowników komunikacji miejskiej nie kryje oburzenia. „Całkowicie nieprawdziwe jest stwierdzenie, że mieszkańcy Warszawy finansują jakiekolwiek przywileje wynikające z powyższego uprawnienia do bezpłatnych biletów. Darmowe przejazdy wśród pracowników komunikacji uważane są za część wynagrodzenia, a nie żaden przywilej” – czytamy w liście opublikowanym na stronach mazowieckiej „Solidarności”. W piśmie padają też ostre oskarżenia w kierunku władz stolicy. „Władze miasta, świadomie i najprawdopodobniej w złej intencji, prowadzą politykę, której celem jest ukazanie mieszkańcom Warszawy, że to nie nieudolna, niefrasobliwa oraz nieodpowiedzialna polityka finansowa jest winna aktualnym cenom biletów w publicznym transporcie, lecz uprzywilejowana oraz rozwydrzona grupa 30 000 pracowników i członków ich rodzin” – twierdzi mazowiecka „Solidarność”.
Miasto najwyraźniej nie zamierza załagodzić swojego stanowiska, tak aby 14 maja nie doszło do paraliżu komunikacyjnego. – Warszawa nie może już płacić za te przywileje z własnej kieszeni. A to, jak zostanie to zrekompensowane pracownikom komunikacji miejskiej, powinno być wynikiem rozmów między nimi a zarządami spółek. Miasto nie jest w tym momencie stroną – informuje rzecznik ratusza Bartosz Milczarczyk.]
Reklama

>>> Czytaj także: Ceny biletów ZTM w Warszawie są za wysokie. Pasażerowie się buntują