W Detroit, stolicy amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego, próbuje się zakotwiczyć coraz więcej firm z Państwa Środka. Inwestują we wszystko, co dotyczy aut – od produkcji pasów bezpieczeństwa po rozwój nowych technologii – pisze „The New York Times”.
Przedmieścia 700-tysięcznego Detroit zamieszkuje dziś 50 tys. Chińczyków, a Stowarzyszenie Chińskiego Biznesu w tym mieście zrzesza już 100 firm i ciągle się rozrasta. Działalność większości z nich, takich jak spółki Chang’an i SAIC, jest związana z przemysłem motoryzacyjnym. W ten sposób przybysze z Azji próbują wejść na amerykański rynek szlakiem ucieranym przez ostatnie 30 lat przez Japończyków, którzy jako pierwsi zdołali pokonać lokalne koncerny samochodowe na ich własnym podwórku. To właśnie do Toyoty i Hondy należy największy wzrost ubiegłorocznej sprzedaży na rynku USA (odpowiednio 27 proc. i 24 proc.). Chińscy producenci nie ukrywają już planów ekspansji. Dziś zaledwie 4 proc. wyprodukowanych w Chinach samochodów trafia na eksport (dla porównania w przypadku niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego za granicę trafia 3/4 produkcji), głównie do Afryki i na Bliski Wschód.
Na razie do podbicia amerykańskich serc Chińczykom brakuje jednak technologii. – I po to tu przyjeżdżają – przekonuje w rozmowie z „NYT” David Cole, założyciel Center for Automotive Research w Ann Arbor w stanie Michigan. Przybysze z Chin nie tylko skupują aktywa w Detroit, lecz także polują na amerykańskich inżynierów, z których wielu straciło pracę po kryzysie 2008 r. – Większość specjalistów w Chinach jest bardzo młoda. Wiedzą, jak robić samochody, lecz nie wiedzą, jak je rozwijać – mówił z kolei Hong Su, szef amerykańskiego przedstawicielstwa koncernu Chang’an, gdzie pracę znalazło ostatnio 20 inżynierów z Detroit.
Reklama
Polując na aktywa i ludzi, Chińczycy próbują zyskać dostęp do technologii, które przydadzą się przy produkcji własnych aut. Przedstawiciele amerykańskiej wielkiej trójki (Chrysler, Ford, General Motors) obawiają się, że wkrótce zdobyte w ten sposób technologie wrócą do Stanów Zjednoczonych w postaci pojazdów podpisanych „made in China” – reasumuje nowojorska gazeta. Istnieją obawy, że w walce o zachodniego konsumenta Chińczycy skopiują po prostu cudze technologie, zamiast rozwijać własne. Według szacunków mającej siedzibę w Szwajcarii Światowej Organizacji Własności Intelektualnej oraz Towarzystwa ds. Ścigania Naruszeń Praw Autorskich (GVU) z centralą w Berlinie nawet 55 proc. chińskich aut jest owocem – jak to ujęto – „ukrytego klonowania” bądź „komercyjnej reprodukcji”.