Wspólnym mianownikiem tych rynków jest jednak oczekiwanie na słowa Bena Bernanke, który nakreślić może zbliżający się proces odchodzenia od polityki ilościowego luzowania.

Metale szlachetne pod ciągłą presją

Wciąż obecne odpływy od funduszy typy ETF negatywnie wpływają na ceny metali szlachetnych, które mają trudności ze znalezieniem twardego dna po kwietniowej przecenie. Głośne w ostatnim czasie komentarze o możliwości ograniczenia przez Rezerwę Federalną programu ilościowego luzowania z pewnością tutaj nie pomagają. Dodatkowo nie materializuje się groźba wybuchu inflacji, która we wszystkich głównych blokach gospodarczych pozostaje bardzo niska. Przykładowo ostatni odczyt CPI za kwiecień spadł w USA do poziomu 1,1 proc. r/r, czyli najniższego od 2010 roku. Członkowie komitetu FOMC wydają się specjalnie nie przejmować niskimi odczytami inflacji i konsekwentnie komunikują rynkom, iż poprawa w sektorze nieruchomości oraz wysoka sprzedaż samochodów oznacza, że prowadzona przez nich polityka pozytywnie oddziałuje na te sektory gospodarki, które są najbardziej uzależnione od polityki monetarnej. Wszystkie te czynniki w połączeniu z wyraźnie wygaszonymi niepokojami o kondycję strefy euro - gdzie oprocentowanie obligacji peryferyjnych wydaje się być pod kontrolą - sprawia, że zapotrzebowanie na bezpieczną przystań z jaką kojarzone jest złoto wyraźnie w ostatnim czasie spadło. Inwestorzy są zdecydowanie bardziej zainteresowani poszukiwaniem atrakcyjnych stóp zwrotu, a tych w spektrum metali aktualnie nie znajdują. Dodatkowo silny dolar tradycyjnie wzmaga presję na osłabienie się złota. W świetle tych informacji wydaje się, że na powrót złotej hossy w najbliższym czasie nie ma co liczyć i jedyne na co w tym momencie stać kruszec to odbicie od okolic kwietniowych minimów. W przypadku jednak gdyby w zaplanowym na środę wystąpieniu Bena Benanke przed Komitetem Ekonomicznym amerykańskiego senatu pojawiły się jastrzębie słowa, to liczyć się trzeba z możliwością poprawienia tegorocznych minimów.

Syryjska niepewność wspiera ceny ropy

Reklama

Zupełnie inny obraz prezentuje ropa naftowa, gdzie mimo słabego globalnego popytu i wysokiego poziomu zapasów inwestorzy nie są skłonni do sprzedaży surowca, którego cena konsekwentnie utrzymuje się powyżej dwustusesyjnej średniej kroczącej. Czynnikiem wspierającym notowania surowca jest ciągły niepokój o sytuację w Syrii i możliwość rozlania się konfliktu na inne państwa Bliskiego Wschodu. Nawet silny dolar nie jest w stanie wzmóc wyraźną presję na spadek cen, które po raz kolejny w tym roku zawędrowały do linii oporu wyznaczonej po lokalnych maksimach z ostatnich miesięcy. Jej przekroczenie generowałoby sygnał kupna z potencjałem skierowania kosztu baryłki ropy ponownie w stronę poziomu 100 dolarów. Oczywiście zagrożeniem dla tego scenariusza, podobnie jak w przypadku złota, pozostaje przyszła polityka Rezerwy Federalnej, dlatego słowa jej prezesa również i tutaj będą miały znaczenie dla dalszych perspektyw. Tym niemniej ich wpływ powinien być mniejszy niż w przypadku słabego rynku metali.