Najbardziej istotne pytanie, które sobie dziś rano zadałem, brzmi: komu wierzyć – skorumpowanemu, piorącemu pieniądze globalnemu bankowi, czy rządowemu urzędowi statystycznemu, który nigdy nie zadał sobie trudu, by dostrzec, jak pewne sprawy realnie wyglądają? Mam tu na myśli dane z Chin opublikowane w ostatni weekend, przy czym oficjalne liczby wydają się nieco bardziej optymistyczne, niż „nieoficjalne”, arbitralne dane bankowe. W istocie jest to właściwie bez znaczenia, ponieważ rynek nie wydaje się zbyt przejęty wizją globalnego wzrostu/zdrowia gospodarczego, bardziej za to interesuje się tym, jakie działania Rezerwa Federalna i jej odpowiedniki podejmą tego lata.

Wszyscy regularni gracze (dla tych, którzy nadal w to wierzą – ryzyko nadal istnieje) wydają się obecnie w dobrej kondycji, jednak ponownie uważam, że wynika to bardziej z pozycji dolara amerykańskiego, niż z sytuacji makroekonomicznej. W odniesieniu do pozycji waluty amerykańskiej, ponownie długie pozycje w USD osiągnęły rekordowe wierzchołki i sam ten fakt potwierdza powiedzenie, że „pychy niedobry koniec bywa”. Tratwa globalnych wskaźników PMI, posiedzeń banków centralnych i amerykańskich danych dotyczących zatrudnienia dopiero przed nami, a zatem w ciągu tygodnia morze bez wątpienia będzie wzburzone. Jak już wspominałem, po odbiciu euro o ponad 50% na DXY bardzo istotne (jak zwykle) będzie czwartkowe wystąpienie prezesa EBC, Mario Draghiego; wszyscy czekają przede wszystkim na jakiekolwiek wzmianki na temat tworzonej przez niego grupy konsultacyjnej, która zbada rynek papierów wartościowych zabezpieczonych aktywami (asset-backed securities, ABS) i ogólne problemy związane z mechanizmem transmisji polityki pieniężnej. Osobiście cieszy mnie umocnienie pary EUR/USD i uważam, że poziom 1,3250 jest możliwy do osiągnięcia (a na pewno możliwe jest zbliżenie do niego).

Nie zamierzam przytaczać tu wszystkich przesłanek ekonomicznych na poparcie mojej tezy, głównie dlatego, że nie ma to znaczenia dla tego rynku. Wszystko zależy od pozycjonowania.
Oto moja opinia na temat głównych par walutowych w tym tygodniu:

EUR/USD: Męczarnie związane ze zleceniami stop i kursem dolara powinny skutkować zwyżką tej pary w stronę poziomu 1,3200, przynajmniej na krótką chwilę. Dolna granica ładnie kształtuje się w okolicach 1,2850 i powinna dobrze chronić ten obszar.

Reklama

GBP/USD: Po dołożeniu wszelkich starań, aby określić dolny zakres na lato na poziomie 1,5000, jesteśmy obecnie w połowie (1,5250) całego przedziału, którego pułap znajduje się na poziomie 1,5500. To historia dolara do momentu przyjazdu do Londynu nowego prezesa Bank of England – Marka Carneya.

AUD/USD: Poza randem jest to najbardziej spadkowa ze wszystkich walut. Czy to sprawiedliwe? Być może. Przedobrzone? Najprawdopodobniej tak. Wykres z czterech godzin mniej więcej pokazuje wszystko, co powinniście wiedzieć na temat tej małej, dzielnej waluty. Utrzymujące się przełamanie i zamknięcie powyżej poziomu 0,9690/0,9700 sprowadza nas z powrotem do zatłoczonego obszaru 0,9850 i powoduje lekką dezorientacje niektórych inwestorów.

USD/JPY: Przełamiemy poziom 100, wiem, że tak się stanie. Jest to miła odmiana, że tym razem nastąpi to u góry, a nie u dołu przedziału. Poniżej tego magicznego poziomu skupia się najwięcej zleceń stop, tak że obecnie obszar docelowy po oczyszczeniu stopów znajduje się na poziomie 98,50.

Szukajcie wartości względnej, o ile jesteście w stanie ją znaleźć, bo ze strony dolara czeka was jedynie ból.