„To nasza waluta, ale wasz problem”, powiedział kiedyś o dolarze John Connally, sekretarz skarbu w administracji Richarda Nixona. Spory pomiędzy Białym Domem a Republikanami dotyczące długu publicznego USA mogą uczynić to powiedzenie ponownie adekwatnym.

Connally nie mógł przewidzieć jak bardzo słuszne będzie jego stwierdzenie po 42 latach w Azji. Azjatyckie gospodarki zgromadziły w swoich rezerwach walutowych kapitał o wartości prawie 7 bilionów USD. Duża część rezerwy to dolary amerykańskie. Azjatyckie banki centralne wplątały się w swego rodzaju wyścig zbrojeń finansowych po kryzysie w 1997 roku. Składowanie zapasów dolarów amerykańskich miało zabezpieczyć je przed kompletnym chaosem.

To działanie na dwa sposoby wpłynęło na finansową rzeczywistość. Po pierwsze, Azja ma teraz więcej zabezpieczeń przed niepokojami rynkowymi niż wiedzy, jak się nimi posługiwać. Po drugie, Azja z Japonią i Chinami na czele jest w gruncie rzeczy bankierem Ameryki.

To mógłby być mniejszy problem dla Azji, gdyby nie skłonność Kapitolu do strzelania sobie w stopę. Bezsensowne spory o limit długu publicznego zaowocowały obniżeniem przez Standard & Poor’s ratingu USA w sierpniu 2011 roku. Decyzja ta wszczęła panikę na międzynarodowych rynkach. Po miesiącach przybierania różnych póz, Azja otrząsa się wraz z wychodzącym z recesji amerykańskim rynkiem.

Reklama

>>> Polecamy: Standard & Poor's przyznaje, że ich ratingi kredytowe są „przereklamowane”

W idealnym świecie, bankierzy z Waszyngtonu zagroziliby koniecznością spłaty długów. Kraje azjatyckie zasiadłyby z przedstawicielami Białego Domu i namawiałyby do wspólnego działania. Niestety spostrzeżenie Connally’ego jest dzisiaj bardziej zasadne niż kiedykolwiek w historii Azji. Musimy zaprzestać postrzegania gigantycznych rezerw jako finansowej siły. To pułapki utrudniające prowadzenie polityki gospodarczej. Czas najwyższy aby Azja obmyśliła plan ucieczki.

Chinom nie brakuje wpływów. To nie przypadek, że nowy sekretarz skarbu Jacob Lew udał się z pierwszą wizytą zagraniczną do swojego największego bankiera w Pekinie, prezydenta Xi Jinpinga. Lew był zresztą pierwszym zagranicznym gościem nowego prezydenta Chin.
Możliwe, że sekretarz skarbu wysyła Xi sygnały z kongresu, aby działać „w sposób, który nie doprowadzi do kryzysu” w kwestiach fiskalnych.

Wpływy Chin są jednak ograniczone. Xi oraz premier Li Kequiang angażują się w ryzykowny plan zrównoważenia gospodarki. Chiny próbują wyleczyć się z uzależnienia od eksportu, nie powodując jednocześnie wzburzenia nastrojów w kraju. Kolejne zmiany w limitach długu publicznego USA mogłyby zwiększyć zmienność rynku, osłabić dolara i wzmocnić juana. Chiny utraciłyby miliardy dolarów gromadzone w rezerwach.

>>> Czytaj też: Xi Jinping, nowy prezydent Chin, ma przed soba szereg wyzwań

Premier Japonii Shinzo Abe zmaga się z tymi samymi dylematami. Słaby jen to jeden z istotnych filarów planu zakończenia deflacji i przywrócenia zdrowego wzrostu gospodarczego. Spadek wartości japońskiej waluty o 17 proc. od listopada pomógł zarobić nawet tak pogrążonym spółkom jak Sony. Jednak w przypadku kolejnej obniżki ratingu USA jen znów się wzmocni, a japońska gospodarka może zanotować ogromne straty.

Im większa część amerykańskiego długu znajduje się w posiadaniu krajów azjatyckich, tym trudniej będzie się go pozbyć. Gdyby handlowcy poczuli choć delikatny sygnał, że Chiny chcą sprzedać część ze swojego 1,3 biliona USD, rynkami by zatrzęsło. Ta sama sprawa tyczy się japońskiej rezerwy 1,1 biliona USD. W związku z tym banki centralne tych krajów powiększają rezerwy. Czy słyszeli państwo o piramidzie finansowej?

Nigdy przedtem świat nie był światkiem tak bezsensownego lokowania gigantycznego kapitału. Gromadzenie dolarów osłabia lokalne waluty i pomaga azjatyckim eksporterom. Ale utrudnia kontrolę nad światową gospodarką. Centralne banki, aby nabyć dolary, sprzedają lokalną walutę, tym samym zwiększając jej dostępność. W ten sposób rośnie inflacja i podaż pieniądza. Aby pozbyć się nadwyżek pieniądza, sprzedaje się obligacje. To niekonwencjonalna nauka, którą komplikuje jeszcze bardziej polityka Rezerwy Federalnej.

Cicha sprzedaż

Najbardziej podstawowym działaniem, który powinna przyjąć teraz Azja, jest zaprzestanie zakupu dolarów. Kraje azjatyckie powinny spróbować ulokować te pieniądze w swoich infrastrukturach, edukacji, badaniach, rozwoju, ekologicznej energii i wielu innych istotnych, przyszłościowych inwestycjach. Pytanie tylko jak?

Mniejsze gospodarki takie jak Korea Południowa (53 mld USD w rezerwach), Filipiny (40 mld USD), czy Malezja (18 mld USD) mogą spróbować pozbyć się dolarów po cichu. Większe gospodarki nie mogą rzecz jasna zrobić tego tak, aby umknęło to uwadze dziennikarzom z działających 24-godzinny na dobę serwisów informacyjnych. Waszyngton mógłby pomóc i to nie tylko unikając kolejnej samobójczej debaty na temat limitu długu publicznego. Skarb państwa USA powinien wdać się ze swoimi azjatyckimi partnerami w przejrzystą debatę, aby ograniczyć rezerwy bez niszczenia rynków. W interesie USA leży utrzymanie długów w obrębie własnego kraju, w rękach bogatych, amerykańskich korporacji.

Czas na szczyt gospodarczy dotyczący walut jest właśnie teraz. Międzynarodowy Fundusz Walutowy lub G-20 mogłoby poprowadzić debatę. Dyskusje na wysokim poziomie pomogłyby Azji ustalić cele i terminy odzyskania oszczędności. Tylko wtedy dolary staną się dla Azji rozwiązaniem, a nie problemem.

William Pesek jest felietonistą Bloomberga mieszkającym w Azji.

>>> Polecamy: 100 lat działalności amerykańskiej Rezerwy Federalnej