Podpisywane w blasku fleszy porozumienie miało dać Polsce między innymi amerykańską bazę w Redzikowie. I oczywiście silny sojusz polityczno-militarny ze Stanami Zjednoczonymi.

Dziś już wiadomo, że większość zapisanych w umowie deklaracji była pusta - ocenia Wojciech Łuczak, wydawca miesięcznika o tematyce militarnej "Raport". Kilka miesięcy po podpisaniu porozumienia okazało się bowiem, że amerykańskie rakiety mają chronić wschodnie wybrzeże USA, a nasze terytorium w żaden sposób na tej ochronie nie skorzysta.

Potem - jak wyjaśnia Łuczak - administracja Baracka Obamy zmodyfikowała projekt tarczy. Rakiety miały być odmianą lądową już istniejących morskich pocisków, które zamontuje się na okrętach. Dziś nadal nie wiadomo, czy znajda się pieniądze na dalsze testy modyfikowanych rakiet. Wojciech łuczak przypomina, że rząd USA od marca tnie wydatki na wojsko - mniejsze będą wojska lądowe i morskie, mniej pieniędzy ma iść na uzbrojenie.

Polsko-amerykańskie porozumienie przewidywało również rotacyjny pobyt w naszym kraju rakiet Patriot. Tu również - jak mówi ekspert - Amerykanie dali obietnice bez pokrycia. Szybko okazało się, że do Polski przyjedzie tylko szkolna bateria tych rakiet, bez uzbrojenia niezbędnego do ewentualnego odparcia ataku z powietrza.

Reklama

Z kolei wieloletni publicysta i znawca tematyki wojskowej Andrzej Walentek zwraca uwagę, że o wymiernych korzyściach z podpisanej w 2008 roku umowy nie było mowy od samego początku negocjacji z Amerykanami.

Ekspert przypomina też, że wycofanie się z pierwotnych planów tarczy antyrakietowej rząd USA również ogłosił wyjątkowo niefortunnie. Administracja USA ogłosiła to 17 września, w kolejną rocznicę agresji Sowietów na Polskę w 1939 roku. "Niewiele też znaczy to, że od ubiegłego roku w bazach lotniczych w Polsce pojawiają się amerykańscy żołnierze" - uważa Walentek. Jego zdaniem więcej w tym politycznej propagandy niż korzyści dla naszych żołnierzy ich szkolenia.

Pokłosiem niedotrzymania przez Stany Zjednoczone umowy są polskie plany budowy systemu obrony przeciwrakietowej. Jesienią ubiegłego roku rząd ogłosił, że w ciągu dziesięciu lat nasza armia zostanie wyposażona w system zwalczania rakiet krótkiego i średniego zasięgu.

Technologia ma być spójna z instalacjami, które w tym czasie powstaną również w innych, europejskich państwach - członkach NATO. Dzięki temu - co wielokrotnie podkreślał w publicznych wystąpieniach prezydent Bronisław Komorowski - wypełnimy obowiązek ochrony własnego terytorium, a przy okazji będziemy częścią większego, ogólnoeuropejskiego systemu obrony przeciwrakietowej.

>>> Czytaj również: Unia Europejska śni o jednej wielkiej euroarmii

Obecnie nasz kraj nie dysponuje żadną ochroną przed wystrzelonymi z terytorium wroga rakietami. Mamy jedynie system obrony przeciwlotniczej, a i ten sprzęt wymaga natychmiastowej wymiany. Większość uzbrojenia - choć po gruntownej modernizacji - pamięta jeszcze czasy ZSRR.

Umowa w sprawie tarczy antyrakietowej została podpisana w Warszawie 20 sierpnia 2008 roku. Do Polski przyleciała wtedy specjalnie amerykańska sekretarz stanu, Condoleezza Rice. Obecny na uroczystości premier Donald Tusk mówił wtedy, że umowa da początek współpracy polityczno-wojskowej, pozwoli wymieniać informacje oraz dzielić się wiedzą technologiczną z dziedziny obronności.

>>> Czytaj również: Polska zacieśnia współpracę wojskową z Wietnamem