Chiny muszą coś zrobić z długami władz lokalnych. Prawdopodobnie w przyszłym miesiącu Pekin zezwoli, by mogły one emitować obligacje. Zakaz miał zapobiec nadmiernemu zadłużaniu się samorządów, ale wywołał skutki odwrotne do zamierzonych – lokalne władze nadal pożyczają, tyle że w niekontrolowany przez nikogo sposób.
Sposobem na obejście przepisu są spółki należące do władz lokalnych lub nawet specjalnie w tym celu tworzone. Ich wysyp nastąpił na przełomie lat 2008 i 2009, gdy władze centralne uruchomiły plan stymulacyjny o wartości 4 bln juanów (656 mld dol.), który miał osłabić skutki globalnego kryzysu. Z roku na rok samorządowe spółki zaczęły pożyczać coraz więcej – według szacunków tylko za pomocą tego mechanizmu – nazywanego LGFV – w zeszłym roku zaciągnęły pożyczki na sumę 1,09 bln juanów (164 mld dol.), czyli 2,5 razy więcej niż w poprzednim roku. A zadłużenie władz lokalnych i tak jest ogromne. Na dodatek nikt dokładnie nie wie, ile ono wynosi – niezależni analitycy, ekonomiści czy rządowi oficjele mówią o kwotach od 15 do 30 bln juanów, co stanowi równowartość 30–60 proc. chińskiego PKB. Wszyscy za to się zgadzają w jednym, ukryte zadłużenie władz lokalnych stanowi śmiertelne zagrożenie dla chińskiego wzrostu gospodarczego. Szczególnie że wierzycielami są w zdecydowanej większości podmioty chińskie, a nikt też nie wie, jaka część tych pożyczek to złe długi.
W tej sytuacji chińscy decydenci skłaniają się do tego, by pozwolić samorządom na emitowanie obligacji, bo w ten sposób łatwiej będzie kontrolować zadłużenie. „Otwórzmy drzwi frontowe, a zablokujmy tylne drzwi. Rozszerzmy zakres, w jakim władze mogą wypuszczać obligacje”, napisał w zeszłym tygodniu rządowy think tank Centrum Badań nad Rozwojem. Ta propozycja może zostać przyjęta na listopadowym plenum partii komunistycznej.

>>> Polecamy: Pudrowanie PKB: zobacz, jak państwa uprawiają kreatywną księgowość

Reklama
W dokumencie użyto słowa „rozszerzyć”, dlatego że w zeszłym miesiącu ruszył pilotażowy program emisji obligacji. Wypuściła je jedna z prefektur w południowo-zachodniej prowincji Guizhou, najbiedniejszej w Chinach pod względem dochodu na jednego mieszkańca, ale zasobnej w surowce naturalne. Dotychczasowe doświadczenia są obiecujące – oprocentowanie siedmioletnich obligacji wynosi 6,9 proc., co oznacza, że jest ono niższe niż w przypadku samorządów, które za pośrednictwem swoich spółek pożyczają pieniądze z banków. Czyli wprowadzenie możliwości emisji obligacji nie dość, że stworzy większą przejrzystość, to jeszcze może sprawić, że koszty pożyczania pieniędzy spadną. Na dodatek w ten sposób łatwiejsze będzie finansowanie inwestycji długoterminowych. – Weźmy na przykład autostradę. Spłacenie kredytów i odsetek może zająć 20–30 lat, tymczasem pożyczki bankowe są często udzielane na trzy do pięciu lat – mówiła niedawno Reutersowi Wu Xiaoling, była wicegubernator chińskiego banku centralnego.
Niemniej nie należy się spodziewać, że już w listopadzie nastąpi rewolucja. Chińscy oficjele sugerują, że rozszerzanie prawa do emisji obligacji będzie się odbywać stopniowo.
Zakazano lokalnym władzom emisji papierów, zadłużały się więc na dziko
22,9 proc. PKB tyle według Międzynarodowego Funduszu Walutowego wyniesie dług publiczny Chin na koniec 2013 r.
30–60 proc. taką wartość PKB według różnych szacunków ma zadłużenie chińskich władz lokalnych
7,5 proc. PKB co najmniej o tyle, zgodnie z planem władz w Pekinie, ma wzrosnąć w tym roku chińska gospodarka

>>> Czytaj też: Wzrost gospodarczy w Chinach przyspieszył