Dzisiaj jednak zły sentyment w większości przeminął i powróciła chęć zysku. Tak przynajmniej było na większości parkietach, ale nie na GPW, gdzie wciąż dominował obraz nędzy i rozpaczy.

Jeszcze o poranku nastroje do najlepszych wcale nie należały, a przyczyną była neutralna piątkowa sesja na Wall Street oraz mieszane dane z Chin, gdzie wstępny odczyt przemysłowego indeksu PMI co prawda utrzymał się powyżej newralgicznego poziomu 50 pkt., ale względem listopada spadł. Niepewność wspierały fatalne dane z Francji, gdzie opublikowane jeszcze przed rozpoczęciem sesji wstępne odczyty wskaźników PMI malowały bardzo niekorzystny obraz. Warto jedynie wspomnieć, że złożony wskaźnik spadł do siedmiomiesięcznego minimum i wyniósł ledwo 47 pkt. wobec 48 pkt. miesiąc wcześniej.

Później jednak było już tylko lepiej. Najpierw opublikowane zostały dobre dane z Niemiec, gdzie szczególnie pozytywnie wyróżniał się przemysł z najwyższym wskazaniem od 30 miesięcy. Prawdziwą niespodzianką były jednak dane dla całej strefy euro, które mimo słabości istotnego komponentu jakim jest Francja zdołały w sektorze przemysłowym wyjść na maksimum z 31 miesięcy. Widać było, że poza Francją południe Europy niekoniecznie musi tak słabo wyglądać. Stało się to katalizatorem to odbicia, do którego zachęcała również technika, gdzie większość indeksów miniony tydzień zakończyła wyprzedaniem przy wsparciach. Uaktywniony popyt był potężny i wywindował indeksy o niemalże 2% na północ. GPW jednak w tym rajdzie nie uczestniczyła.

Słabość rynku przy Książęcej już dawno nie była tak ewidentna jak dzisiaj. Przy fenomenalnej postawie otoczenia wszystkie główne indeksy większość dnia spędziły mieniąc się na czerwono, a szczególną słabością wyróżniały się małe i średnie spółki. Obrót po raz kolejny nie był duży i nie świadczył o wyprzedaży, ale o konsekwentniej dystrybucji akcji. Taki obraz pasuje do podaży ze strony OFE przygotowujących się na przyszłoroczne zmiany. Już dane za listopad wskazywały, że zarządzający redukują swoją ekspozycję na akcje. Teraz wiedzą o tym wszyscy i stąd zapewne popyt stał się ostrożniejszy i wybredny co do ceny. Tym samym ostatnie sesje obrazują prawdziwą metamorfozę polskiego rynku – od euforii i zachłyśnięcia się wizjami szybkich zysków do bijącej po oczach słabości i dominacji podaży przy słabym popycie. Owszem sam indeks WIG20 zatrzymał dzisiaj spadki i nawet wzrósł o kosmetyczne 0,16%, ale w porównaniu do niemieckiego DAX-a zyskującego prawie 2% był to wzrost nieistotny. Wyglądało to tak jakby nasz rynek tylko czekał na zewnętrzne potknięcie, by móc kontynuować obrany południowy kierunek.

Reklama