"Nie ma sensu wyznaczać sztywnego pułapu imigracji, bo większości jej elementów nie da się kontrolować" - powiedział minister Vince Cable, wskazując w pierwszym rzędzie na swobodę przepływu obywateli w ramach Unii Europejskiej. Najnowszy sondaż wskazuje, że trzy czwarte Brytyjczyków chciałaby imigrację zahamować. Ich poglądy reprezentuje przywódca Partii Niepodległości UKIP Nigel Farage:

"To, że pan Cameron mówi o limicie imigracji - kilka dni po tym, gdy jako premier otworzył bez zastrzeżeń granice dla 29 milionów ludzi z biednych krajów, jak Rumunia i Bułgaria - jest po prostu śmieszne."

Brytyjski premier znalazł się pod wieloma sprzecznymi naciskami w kwestii imigracji - ze strony Unii Europejskiej, opinii publicznej, biznesu, koalicjantów i przeciwników politycznych, a także licznych eurosceptyków z własnej partii. W tej sytuacji przydałaby mu się szczera publiczna debata, która by ustaliła prawdziwy bilans korzyści i ujemnych skutków imigracji. Ale od 45 lat, od słynnej wypowiedzi konserwatysty Enocha Powella, że w Wielkiej Brytanii "popłyną rzeki krwi", imigracja stanowi temat tabu, gdyż zatrąca o rasizm.