Jego opanowanie, konsekwentna polityka stabilizacji kraju, budowa pozycji Polski na arenie międzynarodowej były traktowane niczym słabość. Bo odbiegał od politycznego standardu: działania pod wpływem chwili, ulegania publicznej presji, szafowania bezsensownymi oskarżeniami wobec politycznych oponentów.

Donald Tusk miał i ma klasę zarówno jako człowiek, jak i szef rządu. Klasę europejską, którą szefowie państw członkowskich Unii docenili, powierzając mu stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej. Dostrzegli nie tylko jego przymioty osobiste, ale i styl rządzenia największym krajem Europy Środkowo-Wschodniej, który umiał maksymalnie wykorzystać swoją 10-letnią obecność w UE, przejść prawie suchą stopą przez kolejne kryzysy finansowe, stale się rozwijać. Tusk może być dumny z własnego sukcesu. I my, jego rodacy, również – z pozycji naszego państwa na Starym Kontynencie.

Życzyłabym sobie, abyśmy mieli więcej takich „winnych”. Zwłaszcza w nowym rozdaniu na scenie politycznej po wyjeździe premiera do Brukseli.