Unijny komisarz do spraw energii Guenther Oettinger powiedział w Kijowie, że do podpisania umowy mogło by dojść już za trzy dni, w trakcie spotkania w Berlinie rosyjskiej i ukraińskiej delegacji oraz unijnych negocjatorów. Unia Europejska chce, by strony tymczasowo ustaliły stałą cenę za określona ilość gazu przeznaczonego dla Ukrainy. Umowa miałaby zapobiec zakłóceniom w dostawach w okresie zimowym i według słów komisarza, dotyczyłaby okresu do kwietnia przyszłego roku.
Na pomysł zgodziła się już Ukraina. Jej minister energii Jurij Prodan zastrzegł, że ustalona w umowie cena musi odpowiadać warunkom rynkowym. Dodał, że Kijów jest gotowy oprzeć się na tej cenie do czasu rozstrzygnięcia sporu z Gazpromem przez sąd arbitrażowy w Sztokholmie. Ukraina skierowała wniosek przeciw Gazpromowi, żądając od niego godziwej ceny za kupowany z Rosji gaz. Teraz wynosi ona dla Ukrainy rekordowe w Europie 500 dolarów za tysiąc metrów sześciennych.
Według władz, Ukrainie brakuje 5 miliardów metrów sześciennych paliwa, aby sezon grzewczy przebiegł bez problemów. Na ten okres na razie jest około 32 miliardów metrów sześciennych gazu: w podziemnych zbiornikach jest obecnie 16,5 miliarda metrów sześciennych, import ze Słowacji od października do marca wyniesie niemal 6 miliardów metrów sześciennych, a własne wydobycie w tym samym okresie 10 miliardów metrów sześciennych.
- Ciepło nie będzie, ale i nie zamarzniemy - podsumował premier Arsenij Jaceniuk. Szef rządu zapewnił też, że Ukraina będzie wypełniać swoje zobowiązania dotyczące tranzytu paliwa. Naftohaz nie wyklucza jednak, że to Rosjanie wstrzymają transport gazu przez terytorium Ukrainy.
W piątek w Berlinie odbędą się trójstronne unijno-rosyjskie-ukraińskie rozmowy na temat handlu gazem.
>>> Polecamy: Terminal LNG pozwoli importować 100 proc. gazu spoza Rosji