Jednomandatowe okręgi wyborcze i referenda – nowy gorący temat polskiej polityki. Mają być gwarancją, że nasza lekko sfatygowana i nie do końca dobrze nam leżąca demokracja nabierze nowego wigoru.

Klasa polityczna będzie zmuszona zbliżyć się do wyborców i lepiej się z nimi komunikować. Partyjniactwo ma zostać ukrócone, a zakulisowe zagrywki zastąpione otwartą debatą. Może. Nie mnie przesądzać, jaki sposób głosowania jest właściwy.

Może złą drogą poszły takie kraje jak Nowa Zelandia, które od systemu większościowego odeszły. Jestem jednak pewny, że do naprawy Polski trzeba czegoś więcej niż jednorazowych zrywów. Prawdziwa demokracja wymaga aktywne- go i pozytywnego zaangażowania obywateli wykorzystujących mechanizmy społeczeństwa obywatelskiego do kontrolowania władzy na poziomie krajowym i lokalnym.

Sprawnego, profesjonalnego i nieskorumpowanego aparatu sprawiedliwości oraz administracji, która swoim działaniem buduje zaufanie do państwa. A także istnienia silnej gospodarki, w której poziom wykluczenia jest niski, dialog i szacunek między pracownikami i pracodawcami trwały, a przedsiębiorcy chcą rozwijać swój biznes długoterminowo.

Prawdziwa demokracja wymaga też silnych, niezależnych, zróżnicowanych mediów, które nie muszą każdego dnia walczyć o przetrwanie, ale mogą się skupić na służbie publicznej. Niestety, żadnej z tych rzeczy w Polsce nie ma. I żadnej z nich nie wybierzemy w referendum.

Reklama