Rola statystyki w kreowaniu opinii publicznej

W mediach codziennie możemy czytać o nowych danych makroekonomicznych. PKB Polski rośnie, bezrobocie spada, inflacja pozostanie z nami na dłużej — to przykładowe tytuły, które widzieliśmy wszyscy. Kształtując opinię publiczną, my dziennikarze, bazujemy m.in. na danych Głównego Urzędu Statystycznego. Jeśli dane te nie są poprawne, to także powstające na ich bazie artykuły, które wprowadzają opinię publiczną w błąd.

Przykładów nie trzeba szukać daleko. W zeszły roku GUS podał informacje, że wzrost PKB w ujęciu kwartalnym (względem poprzedniego kwartału) o 3,8% Powiedzieć, że był to dobry wynik, to jak nic nie powiedzieć. Byliśmy liderami wzrostu w UE jak i OECD. Danymi chwalili się rządzący, w tym sam premier. Jak jednak zauważyli ekonomiści, dane były podejrzane. Kwartał wcześniej nasza gospodarka spadła o 2,3%, a jeszcze wcześniej odnotowała wzrost o 1%. W Drugim kwartale 2022 roku spadek wyniósł 2,5%, ale nastąpił on po 4,5% wzroście w pierwszym kwartale. Jednym słowem — rollercoaster.

Reklama

Co kilka miesięcy GUS dawał w ten sposób prezent rządowi i opozycji na przemian. Raz opozycyjni politycy pokazywali duży spadek PKB i wieścili katastrofę i drugą Grecję, aby za kilka miesięcy politycy z drugiej strony barykady mogli chwalić się zieloną wyspą i krainą mlekiem i miodem płynącą. Jak jednak ostrzegali ekonomiści — prawda była zupełnie inna.

Wadliwe dane o PKB

Główny Urząd Statystyczny ma problemy w odsezonowaniem danych — pisali apele ekonomiści. Bezskutecznie, bo była to informacja nudna. Znacznie lepiej sprzedają się wieści o najwyższym wzroście lub najgłębszym spadku PKB. Jak jednak wynikało z danych Eurostatu, pod względem wahań byliśmy w ścisłej unijnej czołówce. Warto jednak wytłumaczyć, czym jest owo odsezonowanie.

Wyobraźmy sobie gospodarkę pewnego górskiego miasteczka. Najwięcej turystów odwiedza je w okresie ferii oraz podczas letnich wakacji. Pozostałe miesiące w roku są czasem, gdy większość hoteli w okolicy świeci pustkami. Gdybyśmy brali pod uwagę liczbę klientów, co każdej wiosny można by pisać o tym, że gospodarka naszego miasteczka się zapada. Nie byłaby to oczywiście prawda.

Dlaczego odsezonowanie jest tak istotne?

No ale można porównać w ujęciu rocznym — powiecie. Tak, ale należy pamiętać, że takie porównanie nie jest odpowiednie do śledzenia trendów w gospodarce. Dobrym przykładem może być tutaj inflacja. Mimo że inflacja w styczniu tego roku zaliczyła głęboki spadek, to ceny w kraju wzrosły. Kluczem jest tutaj efekt bazy — jeśli ceny w styczniu rok wcześniej wzrosną mocniej, to inflacja spadnie nawet mimo wzrostu poziomu cen.

Właśnie dlatego odsezonowanie jest tak ważne w analizie bieżących trendów. Pozwala ono na uczciwe porównywanie poziomów PKB w różnych kwartałach roku. Wiele wskazuje na to, że w GUS były poważne problemy z odsezonowaniem kwartalnych danych. A jaka jest prawda? Dziś, po licznych poprawkach mamy zupełni inny obraz gospodarki. Zamiast kwartalnych dynamik: +1%, -2,3% oraz +3,8% mamy +0,4%, -1,5% raz +0,7% a przy zachowaniu obecnych trendów dane te będą jeszcze bardziej płaskie. Doskonale ilustruje to wykres Marcina Klucznika z PIE.

ikona lupy />
Twitter

Kolejne wątpliwe dane GUS?

Co prawda sytuacja z odczytami PKB ulega stopniowej poprawie, ale należy pamiętać, że nie jest to wyjątek od reguły. Dziś ekonomiści zwracają uwagę na dane dotyczące naszego handlu. Historycznie kwartalna zmiana całkowitej finalnej konsumpcji była mocno skorelowana z realnym importem. Ostatnio dane oderwały się od siebie. Czy to kolejny błąd GUS? - pytają ekonomiści. Odpowiedź poznamy pewnie dopiero za kilka kwartałów.

Problemów jest więcej. Jak zwraca uwagę Mateusz Urban, ekonomista Oxford Economics, GUS przestał publikował dane o produkcji wyrobów skórzanych. Bez tych danych dekompozycja produkcji jest utrudnionym zadaniem, co istotnie wpływa na jakość prognoz ekonomicznych.

Polska ma najmniej lekarzy w UE? Bzdura

Problemy nie dotyczą tylko danych gospodarczych. Z pewnością wielu z was słyszało o tym, że Polska ma najmniej lekarzy w UE. Jeśli nadal tak myślicie, to pora wyprowadzić was z błędu. Jak to możliwe? A no tak, że GUS latami podawał złą liczbę lekarzy do instytucji międzynarodowych. I różnica nie była symboliczna. W 2018 roku podaliśmy, że mamy w Polsce 2,36 lekarzy na 1000 mieszkańców. Rok później liczba ta magicznie wzrosła do 3,30. To wzrost o 40% w ciągu jednego roku, co pokazuję skalę błędu. Kompromitacja. Warto w tym miejscu wskazać na fakt, że wina nie leży po stronie GUS, a Ministerstwa Zdrowia.

Liczba samochodów w Polsce jednak nie jest tak wysoka jak myśleliśmy?

Byli lekarze, pora na samochody. Jeszcze niedawno można było pisać o tym, że Polska jest drugim krajem w UE pod względem liczby samochodów osobowych per capita. Więcej zarejestrowano jedynie w Luksemburgu. W 2021 roku zaraportowaliśmy 687 samochodów na 1000 mieszkańców. Rok później już były to już jedynie 572 samochody. Różnica jest naprawdę duża. Dla kontekstu — najmniej w UE ma Łotwa (414), a najwięcej Włochy (684). Także poprawka o ponad 100 samochodów per 1000, to bardzo dużo.

Jak to możliwe? Na złom trafiło nagle 4 mln samochodów? Problemem było liczenie samochodów, które mimo znajdowania się w Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, fizycznie nie istniały już od wielu lat. Urealnienie danych przez Eurostat doprowadza nas do diametralnie innych wniosków.

Co jednak najbardziej istotne, błędne dane nt. liczby lekarzy czy samochodów, nie były korygowane przez wiele lat. Pomyłki się zdarzają, ale ważna jest szybka reakcja. Kilka lat temu GUS wrzucił błędną informację o 20% spadku konsumpcji mięsa w Polsce w ciągu roku. Dzięki szybkiemu skorygowaniu błędnych danych, dziś nikt o tym nie pamięta. Pytanie brzmi - jak wiele dobrze znanych danych jest nadal błędna?

Śmieciowe kody śmierci

W 2021 roku 16,2% zmarłych to osoby, które nie żyją z przyczyn, których nie znamy. Nie wiemy na co umarło 80 tys. Polaków. Dodatkowo liczba ta byłaby prawdopodobnie znacznie wyższa gdyby nie COVID (w poprzednich latach było to ponad 100 tys.). Jak to możliwe? Chodzi o zjawisko tzw. garbage codes. W kartach zgonu widnieją często informacje, że przyczyną śmierci było zatrzymanie układu oddechowego. Czyli pacjent nie żyje, bo umarł. Przyczyną może być choroba lub zatrucie, ale zatrzymanie akcji serca czy oddechu to skutek, a nie przyczyna. Oczywiście nigdy nie dojdziemy do sytuacji, że będziemy mieć pojęcie o wszystkich zgonach, ale z pewnością odsetek ten mógłby być wyraźnie niższy.

Wielkie liczenie Polaków - ilu nas naprawdę jest?

Myślicie, że to, co przeczytaliście, to jest duży problem? To drobne niedociągnięcie przy fakcie, że nie wiemy, jaka jest populacja Polski. Tak — nie wiemy, ile osób żyje w Polsce. Oznacza to, że wszystkie dane per capita są błędne. Niestety nawet Narodowy Spis Powszechny nie poprawił sytuacji, a przyczyną tego stanu jest problem z liczeniem migracji. Na dobrą sprawę nie tylko nie wiemy, ile osób wyjechało z Polski, ale także ile do niej przyjechało.

Ma to daleko idące skutki. Czy wiecie, jaka jest dzietność w Polsce? Jeśli tak to gratuluję, bo ani ja ani GUS tego nie wie. Problemy z szacowaniem liczby ludności przekładają się na błędne odczyty dzietności. W badaniu z 2018 roku (Janicka i Anacka) dwie polskie badaczki obliczyły, że dzietność w 2015 roku nie wynosiła 1,289, jak sugerował GUS, a 1,433. Jak w świetle takich błędów mamy oceniać skutki polityk prodemograficznych?

Jednym ze smaczków, które można znaleźć w danych Eurostatu, jest zmiana liczby ludności w 2022 roku. Gdy Europę zalali uchodźcy z zaatakowanej Ukrainy. Wiele krajów Europy Środkowej odnotowało pierwsze wzrosty liczby ludności od lat. A Polska? Populacja naszego kraju w 2022 roku spadła o 1 mln osób. Jak to możliwe? Sam zadaje sobie to pytanie.

Nie wiemy, ilu nas jest, ale także gdzie mieszkamy. Wśród demografów nie jest sekretem, że nie znamy poprawnego rozkładu populacji w Polsce. Jak bez tych danych mamy planować infrastrukturę drogową, kolejową czy np. schrony dla ludności cywilnej? Błędne dane zmieniają także wyniki wyborów. Obecnie głos Warszawiaka ma wyraźnie mniejszą wagę niż głos oddany na wsi.

Strona GUS pozostawia wiele do życzenia

Problemem są nie tylko dane, ale także dostęp do nich. Ten jest, delikatnie mówiąc utrudniony. I nie chodzi nawet o to, że rząd celowo te dane ukrywa. Po prostu strona GUS mogłaby rywalizować o zwycięstwo w konkursie na najmniej intuicyjną stronę urzędu statystycznego. Dobrym przykładem może być za to Łotewski Urząd Statystyczny. Wchodząc na ich stronę, zastaje kilkanaście kafelków.

Dotarcie do liczby urodzeń w tym kraju jest bajecznie proste. Klikam w kafelek z napisem “populacja”, a następnie “dzietność” (po angielsku oczywiście). Następnie zostaje mi wybrać okres (dane od stycznia 1920 roku), płeć dziecka i wygenerować tabelę. A jak dojść do tych danych na stronie GUS? No cóż — nie jest łatwo.

Wchodzimy następnie w zakładkę dzieci i rodzina, następnie w dzieci i... nic. Pokazuje nam się informacja o żłobkach i klubach dziecięcych. Nie będę was trzymał w niepewności — dane te znajdują się w najnowszym biuletynie statystycznym. Jak na to wiedzieć osoba, która nie ma na co dzień styczności z tymi danymi? Nie wiem. Ach — no i dane w biuletynie są od 2010, a nie 1920 roku.

Opinie o tym, że ta strona jest wykonana źle, podziela większość pracujących na danych. Znajdą się pewnie fani strony GUS i bazy danych lokalnych, ale dane powinny być przedstawiane tak, aby nie było problemu z ich odnalezieniem. Tak jest np. w przypadku Eurostatu (lub omawianego urzędu statystycznego Łotwy).

Solidne dane są konieczne do budowy odpowiedzialnego społeczeństwa

Budowanie odpowiedzialnego społeczeństwa wymaga dostępu do rzetelnych danych. Nie powinno być tak, że prywatne osoby digitalizują dane z zeznań majątkowych parlamentarzystów czy (jak to miało miejsce na początku pandemii) tworzą od podstaw bazę danych o zakażeniach w Polsce.

Poprawa jakości nie będzie jednak możliwa m.in. bez większych płac w instytucjach publicznych. Oszczędzanie na specjalistach zawsze kończy się spadkiem jakości wykonywanej przez nich pracy. Sektor publiczny już dawno to zrozumiał, pora, aby stało się to również w publicznych instytucjach.