Ponieważ w ostatniej chwili przekładaliśmy datę wywiadu, bo musiał Pan być w Sejmie, nie byłam na lekcji wychowania fizycznego.
To jest mi bardzo przykro. Ale trzeba było dać znać, to napisałbym usprawiedliwienie (śmiech). Mam nadzieję, że pani od wychowania fizycznego uwzględniłaby je. To nie jest absolutnie wykorzystywanie urzędu (śmiech), bo wina faktycznie leży po mojej stronie.
Dlaczego Pan zainteresował się sportem i zaczął uprawiać go wyczynowo?
To moja pasja. Jak byłem małym chłopcem grałem w piłkę nożną. I od tego zacząłem moją przygodę ze sportem. Dopiero potem zainteresowałem się lekkoatletyką. I to dzięki rodzicom, bo trenowali bieganie. W pewnym momencie wystartowałem w zawodach szkolnych w liceum i wygrałem z dużą przewagą. To indywidualne zwycięstwo zachęciło mnie do biegów.
Reklama
A jakby nie był pan sportowcem, to kim?
Ministrem (śmiech). Ale poważnie, jeszcze kilka lat temu nie przeszło mi nawet przez myśl, że będę stał na czele resortu sportu i odpowiadał za tak ważną dziedzinę. Nigdy nie wychodziłem tak do przodu, ale polityka zawsze mnie interesowała i nawet studiowałem politologię. Śmieję się, że jako dziecko zamiast dobranocki oglądałem wiadomości, a nawet debaty wyborcze.
Czyli to nie przypadek, że minister jest ministrem?
W życiu nie ma przypadków. Zawsze interesowałem się polityką, ale nigdy nie przypuszczałem, że będą ją czynnie uprawiał. Życie potoczyło się jednak tak, że jestem tu, gdzie jestem.
Sportowe doświadczenie przydaje się w rządzeniu?
Tak, bo sport uczy wytrwałości i pokory. Zwłaszcza porażki. Trzeba z nich wyciągać wnioski. Sport tak naprawdę ukształtował mój charakter. To jego siła i dlatego warto, żeby jak najwięcej osób trenowało, szczególnie dzieci i młodzieży. Sport to super wychowawca.
A z rządzenia też można się czegoś nauczyć?
Tak. Wbrew pozorom sport i polityka mają wiele wspólnego. W polityce też trzeba być wytrwałym.
I grać drużynowo?
Zdecydowanie. W polityce trzeba być fair play. Oczywiście i w sporcie i w polityce zdarzają się osoby, które tej zasady nie przestrzegają.
A bycie fair play w polityce się opłaca?
Moim zdanie tak. Wydaje mi się, że ludzie doceniają, jeżeli ktoś jest szczery w polityce. Na pewno dostrzegają to wyborcy.
Jak chce pan zachęcić dzieci do chodzenia na lekcje wf?
Przede wszystkim powinniśmy dawać przykład. Naprawdę wizyta znanego sportowca w szkole i czas z nim spędzony może czynić cuda. Wiem z własnego doświadczenia, że jak biegałem i odwiedzałem szkoły, to później nauczyciele mówili mi, że wszystkie dzieciaki chciały biegać. To bardzo miłe uczucie, kiedy swoją pasją można zarazić chociaż kilka osób. Ja jestem zwolennikiem organizacji jak największej liczby masowych imprez sportowych i w ten sposób zachęcać do aktywności. Mniej akcji promocyjnych opartych na wydawaniu pieniędzy na spoty reklamowe, a więcej na akcje, które w bezpośredni sposób docierają do rodziców, dzieci, całych rodzin.
Uważa Pan, że dzieci powinny mieć większy wpływ na to jak wyglądają zajęcia fizyczne?
Uważam, że to nauczyciele powinni decydować o ich przebiegu. Oni mają najlepsze kompetencje w tym zakresie. Ale chodzi również o to, żeby uczniowie cieszyli się z udziału w tych lekcjach.
Ale sami nauczyciele czasami nie są przekonani do takiego prowadzenia zajęć, żebyśmy się nie nudzili. Raz w tygodniu dzieci mogłyby decydować, co chcą robić na wf.
Oczywiście, że zdarza się, że nauczyciel rzuci piłkę i uważa, że to wystarczy. To zależy jednak od indywidualnego podejścia do zawodu. Nauczyciel ma pewien program, który musi realizować, gorzej jeżeli robi to bez zaangażowania.
Co trzeba zrobić, żeby wszystkie szkoły miały sprzęt, bieżnie, boiska, czy sale gimnastyczne?
Wracamy do tematu pieniędzy. W ministerstwie są takie programy, których celem jest wspieranie szczególnie małych gmin, które mają największe problemy z zapewnieniem odpowiednich warunków do uprawiania sportu w szkołach. W tym roku, po raz pierwszy, uruchomiliśmy specjalny program „szkolny”. Dzięki niemu dofinansowujemy małe samorządy, które nie mają pełnowymiarowej sali gimnastycznej . W Polsce jest grupa kilkudziesięciu gmin, które nie mają w ogóle takich obiektów. Im biedniejsza gmina, tym więcej środków może do niej trafić.
I ile takich sal powstanie?
Na nowe zadania, w ramach inwestycji strategicznych, w tym roku mamy około 40 mln zł, a wszystkich wniosków jest na ponad miliard złotych. Dlatego teraz boli mnie głowa, jak to wszystko pogodzić. Będziemy się starali zwiększyć tę pulę. Całe kierownictwo resortu czeka ciężka walka. Niestety pewnie przyjdzie nam podejmować niepopularne decyzję, czyli jednym damy, a innym niekoniecznie.
To musi się pan zaprzyjaźnić z ministrem, który trzyma pieniądze.
To też. Staram się do tego podchodzić poważnie. I zdaję sobie sprawę, że wśród działań całego rządu nasze projekty nie są najważniejsze. Są Orliki, takie boiska. Tylko, że czasem stoją one puste, nikt tam nie gra w piłkę, nie ma tam dzieci. Jak to zmienić, żeby nie było tak, że wieczorem są zamknięte?
Trudna sprawa. Bo faktycznie część tych obiektów po 18.00 jest zamykana, albo grają tam panowie w moim wieku albo starsi. A przecież ideą Orlików było to, żeby korzystały z nich przede wszystkim dzieci i młodzież. Mamy program „Lokalny Animator Sportu”. Przeznaczamy na niego 23 mln zł na pensje dla animatorów na Orlikach- nauczycieli, trenerów. Ich zadaniem jest organizowanie zajęć, imprez sportowych na tych obiektach. Takie osoby działają przy samorządach, które na ich pensje dostaną od nas połowę potrzebnej kwoty.
I to wszystkie pieniądze jakie ma ministerstwo na sport?
Mamy ich więcej. Tylko na programy dotyczące infrastruktury, czyli na nowe boiska, baseny, stadiony możemy przeznaczyć 424 mln zł. 122 mln to pieniądze przeznaczane w 2016 roku na sport powszechny, a na sport wyczynowy możemy przekazać prawie 180 mln. Realizujemy również program „Klub”. Zawsze wychodziłam z założenia, że w takich nawet małych miejscach zaczyna się sport. To tam bardzo często pracują pasjonaci. Mój trener był taka osobą. Prze wiele lat otrzymywał miesięczne wynagrodzenie w wysokości niewiele ponad 100 zł. Czyli pracował praktycznie za darmo, a wychował kilka pokoleń zawodników. Takich ludzi trzeba szczególnie doceniać. Wygospodarowaliśmy 15 mln zł na pomoc ponad tysiącom klubom, które mają najmniej pieniędzy.
To będzie więcej miejsc do ćwiczenia?
To jest generalnie dofinansowanie już do klubów istniejących, ale na pewno pomoże to im lepiej działać. Nasza pomoc jest skierowana do tych, które działają na rynku co najmniej 3 lata. Chodzi o to, żeby raptem nie zaczęły powstać miejsca tylko po to, żeby wyciągnąć pieniądze, a potem zniknąć. Doceniamy te, które istnieją, mają zawodników i osiągnięcia, ale mają problemy finansowe, bo często ich budżety roczne to kilkanaście tysięcy złotych.
Ma pan swojego ulubionego sportowca?
Jak byłem chłopcem bardzo lubiłem koszykówkę. Wtedy moim idolem był Michale Jordan. Jak zacząłem biegać - Michael Johnson, rekordzista świata w biegu na 400 metrów. Z piłkarzy kiedyś kibicowałem drużynie AC Milan.
Ja z koszykówki najbardziej lubię Stephena Curry. Tata też pokazywał mi filmiki z Shaquille O’Neal. Robił fantastyczne rzeczy na boisku.
To faktycznie legenda koszykówki.
Ile złotych medali chciałby Pan, żeby zdobyli nasi sportowcy w trakcie Igrzysk Olimpijskich w Rio?
Złotych? Ciężko powiedzieć. Ogólnie będę bardzo zadowolony, jeżeli nasi sportowcy przywiozą 14-15 medali w różnych kolorach.
A w jakich dyscyplinach?
Np. w lekkoatletyce. Szanse na medal ma Paweł Fajdek, ale również Anita Włodarczyk, czy Piotrek Małachowski. O zwycięstwo mogą walczyć również nasze kajakarki. Być może zaskoczą nas też pozytywnie tegoroczni maturzyści, Ewa Swoboda i Konrad Bukowiecki.
A za medale sportowcy dostaną dodatkowe pieniądze?
Tak, mamy przygotowane środki na ten cel. I nie będzie tak, że im więcej medali, tym niższe nagrody. Wręcz przeciwnie. Chcemy nagradzać zwycięzców na godnym poziomie.
I będzie to dotyczyć również tych dyscyplin mniej popularnych, np. windsurfing?
Ależ oczywiście. Medal jest medalem. Nie ma lepszych i gorszych dyscyplin olimpijskich.