Od paru lat strona internetowa gospodarstwa ma bułgarską i rumuńską wersję językową. Oferty pracy są kierowane bezpośrednio na tamte rynki i pracownicy sezonowi przybywają właśnie z tamtych krajów.

Rolnictwo jest w Wielkiej Brytanii w dużym stopniu zależne od zagranicznej siły roboczej. Zwłaszcza w tych sektorach w których mechanizacja sadzenia czy też zbiorów nie jest możliwa.

Decyzja o wyjściu z UE i wzrost nastrojów antyemigranckich stawia pod ścianą wiele gospodarstw. Pracownicy sezonowi pochodzą w większości z krajów UE, które niedawno wstąpiły do Wspólnoty.

Farma Hugh Lowe, położona wśród pól Kentu – zwanego ogrodem Anglii, zatrudnia pracowników z krajów Europy Środkowo – Wschodniej. Co roku dostarcza około 28 ton truskawek, które są spożywane na brytyjskich mistrzostwach w tenisa. Takich dostawców turniej w Wimbledonie ma kilku.

Reklama

- Musimy zatrudniać osoby spoza Wielkiej Brytanii, najczęściej z krajów które mają wysoką stopę bezrobocia i znacznie niższe płace niż na Wyspach – twierdzi Nicholas Marston, jeden z członków założycieli spółdzielni produkującej owoce. Przetwórstwo owoców miękkich jest warte około 600 mln funtów rocznie. Połowa zatrudnionych w branży to pracownicy sezonowi spoza Wysp – twierdzi Marston. - Taka praca nie jest atrakcyjna dla Brytyjczyków – dodaje.

>>>Czytaj więcej: Zadłużenie albo recesja. Brexit zmusi Brytyjczyków do zaciskania pasa

W rolnictwie nie ma wysokich pensji. Przeciętne stawki godzinowe, wliczając w to wynagrodzenia managerów, stanowią tylko dwie trzecie poziomu reszty branż w Wielkiej Brytanii – wynika z ankiety przeprowadzonej przez Farmers Weekly. Ponadto praca z jest w dużym stopniu sezonowa i wynika z okresu wegetacji roślin.

Perspektywa ograniczonego dostępu dla pracowników po Brexicie stawia nową premier - Theresę May - w trudnym położeniu. Z jednej strony musi zważać na opinie większości która glosowała za opuszczeniem Wspólnoty, a z drugiej musi mieć na względzie interesy branży rolnej i plantatorów. Groźba likwidacji farm i zmarnowane zbiory, których nikt nie będzie chciał zbierać, są poważnym problemem dla brytyjskiej gospodarki. 55 tys. członków Krajowego Związku Rolników podnosi głośno swoje obawy.

- Farmy owocowe i nastawione na przetwórstwo mleka są najbardziej narażone, bo opierają się na pracownikach sezonowych spoza Wielkiej Brytanii – powiedział Duncan Fox, analityk Bloomberg Intelligence. Nawet bez groźby Brexitu budżet dopłaca do ich działalności 3 mld funtów rocznie w ramach dopłat unijnych – dodaje analityk.

Duże kłopoty czekają nie tylko producentów owoców i warzyw, ale także farmy mleczne. – Ograniczenia w przepływie pracowników z innych krajów może zniszczyć całą branżę – obawia się Mike King, właściciel gospodarstwa rolnego w Gloucestershire w południowo-zachodniej Anglii. Pięciu z ośmiu pracowników na jego farmie nie jest Brytyjczykami.
- Biznes bez pracy imigrantów nie ma sensu – dodaje.

Konkurencja na rynku mleczarskim na Wyspach jest ogromna. Cenowa wojna między supermarketami a dyskontami spowodowała, że ceny skupu mleka są bardzo niskie. Tym bardziej zależy hodowcom na obniżaniu kosztów produkcji mleka. Zatrudnianie imigrantów, którym można zapłacić mniej, było jedną ze strategii przetrwania na tym trudnym rynku.

Jeśli zabraknie pracowników spoza Wielkiej Brytanii, to pojawia się pytanie: kto i za ile będzie chciał pracować na roli na Wyspach.

Czy za rok fani tenisa będą mogli nadal delektować się lokalnymi truskawkami?