Wiceminister infrastruktury uczestniczył w piątkowym panelu Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, poświęconym inwestycjom publicznym. Jak akcentował, przed blisko pięciu laty resort stanął przed zadaniami uporządkowania celów inwestycyjnych, znalezienia środków na ten cel i stworzenia odpowiedniego otoczenia prawnego – i zrealizował to.

Weber wymieniał m.in., że Program Budowy Dróg Krajowych jest w tej chwili określony do 2025 r. „Chcemy do tego czasu domknąć wszystkie autostrady w Polsce, czyli A1, A2 i zniwelować +najdłuższe schody świata+ na A18; chcemy dokończyć sieć dróg ekspresowych S3, S7, S19, S6, ale też przygotowujemy projekty na kolejną perspektywę S10, S11, S12, S17, S74, aby były gotowe do realizacji po 2025 r. – do 2030 r.” – mówił.

„To wszystko pozwala obserwować, co dzieje się na rynku publicznych inwestycji drogowych, aby wykonawcy mogli swobodnie mogli planować woje biznesy i razem z nami określać swoje priorytety” – ocenił.

Wskazał, że podobnie jest na kolei. „Wiemy, co chcemy zrobić, mamy na to środki finansowe i konsekwentnie, wspólnie z branżą dążymy do tego, aby te cele zostały zrealizowane” – zapewnił przypominając też o wsparciu inwestycji samorządowych poprzez Fundusz Dróg Samorządowych czy wsparcie z rezerwy subwencji ogólnej.

Reklama

W kontekście sytuacji gospodarczej związanej z epidemią koronawirusa Weber przypomniał m.in., że koronawirus nie zatrzymał polskich inwestycji publicznych – nie było ani jednego ogniska Covid-19 na inwestycjach drogowych ani kolejowych i ani jednego przypadku zatrzymania takiej inwestycji.

„Tu duży ukłon dla branży, ale też duża praca zamawiających (….) i decyzje podejmowane bardzo odpowiedzialnie przez rząd, aby nie tylko nie tworzyć barier prawnych, ale by tworzyć wszelkiego rodzaju ułatwienia, które pozwolą na skracanie dystansu między inwestorami a wykonawcami” – ocenił wiceminister wyrażając nadzieję, że wysokie tempo inwestycji zostanie utrzymane.

Jego zdaniem na razie są ku temu warunki. „W tej chwili środków na rynku jest tak dużo, że firmy nie muszą brać kontraktów po to, żeby przeżyć. Mogą tak wyceniać swoją pracę, żeby zarobić i żeby nadal inwestować – zarówno generalni wykonawcy, jak i podwykonawcy. Środków naprawdę jest bardzo wiele i nie ma bitwy, komu robić i za ile robić” – przekonywał.

"Natomiast też jest coś takiego, jak wydolność każdej firmy – mówimy od kilku lat, że brakuje pracowników, zarówno prowadzących inwestycje, inżynierów, szefów kontraktów, ale też tych, którzy budują te inwestycje liniowe, wykonują prace. Wiele firm posiłkuje się pracownikami z zagranicy, szczególnie zza wschodniej – to pozwala, żeby tych kontraktów realizować jak najwięcej" - zdiagnozował.

„Osobiście nie mam obaw, że zabraknie nam rąk do pracy na inwestycjach liniowych. Obserwujemy małe zahamowanie prywatnych inwestycji liniowych – to tylko oznacza przesunięcia firm i samych pracowników na odcinki inwestycyjne czy drogowe czy kolejowe. Firmy sobie doskonale z tym radzą; główni wykonawcy mają już doświadczenia z podwykonawcami, utrzymują te relacje” – stwierdził.

Pytany o falę cen oferowanych w przetargach poniżej wycen zamawiających Weber ocenił, że chodzi o pewną sinusoidę, jednak opartą o twarde czynniki ekonomiczno-finansowe. Jak mówił, spadają m.in. ceny asfaltu, utrzymują się ceny benzyny, również zarobki z racji epidemii nie będą zapewne szybko rosły.

„To powoduje, że ostatnie oferty i otwarcia przetargów drogowych i kolejowych, w których ceny są faktycznie niższe, niż zakładane kosztorysy, wynikają z obiektywnych przesłanek i są świadomie kalkulowane przez oferentów, co nie wydaje się dużym zagrożeniem” – uznał wiceszef MI.