Na 2021 rok prognozowany jest dalszy wzrost niewypłacalności w Polsce. Euler Hermes szacuje, że niewypłacalność polskich przedsiębiorstw może zwiększyć się o 17 proc. względem poprzedniego roku, a niewypłacalność na rynkach eksportowych może wzrosnąć nawet o 25 proc.

W IV kwartale 2020 r. odnotowano największą liczbę niewypłacalności w historii. W stosunku do poprzedniego kwartału było ich o 20 proc. więcej. Największy wzrost skali problemów, które zakończyły się niewypłacalnością, odnotowały firmy działające w sektorze transportu (wzrost niewypłacalności o 70 proc. rok do roku) oraz usług (wzrost o 69 proc. rok do roku). Problemy odczuli również producenci, na których szczególnie negatywnie oddziaływało w 2020 r. załamanie się łańcuchów dostaw oraz nieprzewidywalne wahania popytu. Liczba niewypłacalności w tym segmencie wzrosła o 27 proc. rok do roku.

Raport Euler Hermes wskazuje, że nie ma branż bezpiecznych i nieobjętych ryzykiem niewypłacalności. Obrazuje to dobrze sytuacja sektora spożywczego, gdzie niewypłacalnych było 109 producentów i przetwórców, czyli ponad jedna trzecia wszystkich niewypłacalności firm produkcyjnych (niewypłacalność zgłosiło ogółem 319 przedsiębiorstw z branży produkcji).

W budownictwie w IV kwartale tego roku niewypłacalność zgłosiły 44 podmioty, co stanowi wzrost rok do roku w ujęciu kwartalnym o 76 proc. (w analogicznym okresie w roku 2019 niewypłacalność zgłosiło 25 firm budowlanych).

Reklama

Członek zarządu Euler Hermes odpowiedzialny za ocenę ryzyka Tomasz Starus ocenia, że "tak złe rezultaty można tłumaczyć na wiele sposobów, m.in. wskazując zaszłości w gromadzeniu rezerw kapitałowych". Jego zdaniem "najbliższe prawdy jest jednak najprostsze wytłumaczenie - pandemia i związane z nią ograniczenia oraz utrudnienia, co widać m.in. po niechlubnym rekordzie upadłości w usługach oraz transporcie, również pasażerskim". Starus ocenia, że "nigdy w historii nie było tak dużych wzrostów niewypłacalności rzędu 70 ;roc. rok do roku jak w tych sektorach - co pokazuje, jak rozległe jest to zjawisko".

Analitycy Euler Hermes oceniają, że wiele mniejszych firm, np. rodzinnych, znika z rynku bez sygnału o problemach i często nie wyrejestrowując działalności lub robiąc to ze znaczącym opóźnieniem ze względu na paraliż urzędów. Problem ten stwarza duże ryzyko dla dostawców, którzy z dnia na dzień mogą być zaskoczeni brakiem kontaktu, a także nie móc wyegzekwować płatności za swoje usługi i produkty.

"Ryzyko nie ogranicza się tylko do branż najbardziej dotkniętych lockdownem, ale jest widoczne m.in. w motoryzacji i szerzej, w całym sektorze produkującym na potrzeby inwestycji i je obsługującym. Kryzys zawsze mocniej dotyka słabszych, a im większy kryzys, tym większy jego skutek" - ocenia Starus. "Obecny kryzys to pierwsza recesja w Polsce od trzydziestu lat, więc efekt jest duży i współmierny do okoliczności" - dodaje.

W jego opinii "rządowa kroplówka pozwoliła przetrwać pierwszy szok, ale nie wyposaży firm w kapitał na ponowny rozruch, bo ten będą musiały zdobyć same". Specjalista zauważa, że pożyczkodawcy najchętniej pożyczają pieniądze firmom znajdującym się w bezpiecznej sytuacji, w związku z czym "przed większością polskich firm, przed zarządzającymi nimi, jest najtrudniejszy w historii rok i test z przedsiębiorczości, niestety bez możliwości poprawek ani drugiego podejścia do egzaminu" - konkluduje Starus i dodaje, że na rynkach zagranicznych sytuacja nie jest lepsza, więc polskie firmy tym razem nie będą mogły odrobić strat ratując się np. eksportem.