W Czechach władze wprowadziły silne obostrzenia: zamknięto większość sklepów i zakładów usługowych, poza sklepami spożywczymi i aptekami. Zamknięto bary, restauracje, kluby, teatry kina i kluby sportowe. Czeski minister zdrowia Roman Prymula poinformował, że w przypadku kontaktów międzyludzkich poza niezbędnymi obowiązkami służbowymi, rodzinnymi i zakupami nie powinni wychodzić. Zwiększony rygor ma obowiązywać do 3 listopada br. Władze nie wykluczają wprowadzenia po tym okresie jeszcze ostrzejszych restrykcji.
"Wyraźne pogorszenie sytuacji epidemicznej w całej Europie, w tym w Polsce, zwiększa ryzyko nakładania dalszych restrykcji antyepidemicznych, które mogą być coraz bardziej dotkliwe dla gospodarki" - powiedział Bujak.
"Nie można wykluczyć, że w przypadku przekroczenia wydolności systemu ochrony zdrowia trzeba będzie wprowadzić bardziej drastyczne ograniczenia, podobnie jak w Czechach i w innych częściach UE" - dodał.
Wedle ekonomisty musimy też pamiętać, że nawet bez formalnych restrykcji, konsumenci i firmy mogą istotnie zmieniać swoje zachowania, czyli ograniczać aktywność, w obawie o swoje zdrowie i życie.
"Wskazuje na to znaczny spadek obrotów w gastronomii w ciągu 2 tygodni, zanim rząd ogłosił decyzję o funkcjonowaniu restauracji tylko w trybie +na wynos+" - ocenił.
"Wydaje się, że konsumenci i firmy w pewnym stopniu zaadaptowali się do pandemicznej sytuacji" - dodał.
W jego ocenie ograniczenie mobilności i aktywności ludzi nie jest aż tak duże, jak w trakcie pierwszej fali wiosną, gdy sytuacja epidemiczna była znacznie lepsza.
"Wiąże się to oczywiście w pewnym stopniu z brakiem tak dużych ograniczeń administracyjnych jak wiosną, ale można to też wiązać z efektem pewnego oswojenia z pandemią" - powiedział Bujak.
Według ekonomisty jeszcze istotniejsze jest to, że tym razem w miarę normalnie funkcjonują międzynarodowe łańcuchy produkcyjne i sieci transportowe.
"Nie ma takich poważnych braków dostaw z Chin i od innych dostawców, jak na początku tego roku w pierwszej fazie pandemii" - stwierdził.
Według Bujaka wsparciem dla nastrojów firm i konsumentów może też być pozytywne doświadczenie mocnego odbicia gospodarki z okresu między majem a wrześniem tego.
"Dzięki temu doświadczeniu ludzie i firmy wiedzą, że po fali pandemicznej może przyjść bardzo dobra koniunktura i powrót do normalności" - ocenił.
"W sumie, oczekujemy, że tym razem skala spadku aktywności gospodarczej w wielu sektorach i skala spadku PKB będzie mniejsza niż w pierwszej fali pandemii, mimo gorszej obecnie sytuacji epidemicznej" - dodał.
Zdaniem Bujaka jednocześnie, że względu na prawdopodobnie większą długość drugiej fali, a zatem również dłuższy okres utrzymywania ograniczeń, wyjście z drugiego dna recesji może być powolne.
"Tym razem kształt ścieżki PKB będzie więc przypominać małą literę u, a nie wielką literę V jak w trakcie i po pierwszej fali pandemii. Płytsza recesja, ale z bardziej powolnym i mniej wyraźnym odbiciem" - podsumował.