Oto poranny brief – wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.

Rząd proponuje prąd droższy o około 20 proc.

Prąd od lipca podrożeje maksymalnie do 50 groszy za kilowatogodzinę z 41 groszy obecnie – zakłada projekt ustawy o bonie energetycznym, który przygotowuje rząd. Przeciętne gospodarstwo domowe zużywające np. 2000 kilowatogodzin rocznie zapłaci więc o 180 zł więcej w skali roku, co przekłada się na podwyżkę comiesięcznych rachunków o 15 złotych.

Reklama

Oczywiście trzeba pamiętać, że na rachunku są jeszcze inne opłaty związane z przesyłem, takie jak opłaty sieciowe, czy też mocowa. O nich projekt ustawy nie wspomina, więc dziś nie wiemy, czy wzrosną i ewentualnie o ile, ale generalnie można zakładać, że czeka nas podwyżka cen prądu o około 20 proc.

Teoretycznie istnieje możliwość, że będzie ona mniejsza, bo w tym samym czasie szef Urzędu Regulacji Energetyki ma zatwierdzać nowe taryfy obowiązujące aż do końca przyszłego roku. Gdyby okazało się, że taryfa dla gospodarstw domowych jest niższa od poziomu 50 gr za kilowatogodzinę, to wtedy płacilibyśmy tę niższą stawkę. Ale szanse na to są bardzo małe, bo średnia z notowań kontraktów na Towarowej Giełdzie Energii na dostawę prądu w przyszłym roku wynosi obecnie około 55 groszy za kWh, sprzedawcy prądu będą więc argumentować, że nie mogą sprzedawać nam energii po cenie niższej.

Projekt ustawy ma też zakładać utrzymanie do połowy przyszłego roku niesprecyzowanego jeszcze w szczegółach wsparcia państwa dla odbiorców na rynku ciepła, oraz przejście na zwykłe taryfy zatwierdzane przez URE na rynku gazu.

Projekt wprowadza też bon energetyczny, czyli formę pomocy dla gospodarstw domowych w których dochody nie przekraczają 1700 złotych na osobę, albo 2500 złotych w przypadku gospodarstw jednoosobowych. Pomoc mają otrzymać też inne grupy odbiorców, np. korzystający ze źródeł ogrzewania zasilanych prądem, takich jak np. pompy ciepła czy piece akumulacyjne.

Zmiany dotyczące cen prądu będą miały spore znaczenie także dla budżetu państwa. Po pierwsze, oczekiwane obniżenie taryf będzie oznaczać też zmniejszenie wysokości rekompensat dla firm energetycznych z tytułu tego, że sprzedają nam prąd poniżej tej taryfy. Po drugie, wzrost naszych rachunków o kilkanaście złotych miesięcznie będzie oznaczać także wzrost wpływów do budżetu z podatku VAT. Podwyżka cen prądu będzie też dodatkowym impulsem inflacyjnym. Ekonomiści będą zapewne już dziś szacować skalę tego impulsu, można spodziewać się, że w efekcie inflacja do końca roku będzie gdzieś w okolicach 5-6 proc.

Projekt ma zostać przyjęty przez rząd w drugim kwartale. Aby nowe ceny prądu weszły w życie od lipca, oczywiście w tym samym kwartale powinien uchwalić go Sejm, zaakceptować Senat i Prezydent RP.

Pieniądze z KPO dla beneficjentów będą mogły być w euro

Rząd przyjął też we wtorek ciekawy projekt ustawy, zgodnie z którym pieniądze z Funduszu Odbudowy, które mają do nas płynąć z Brukseli nie będą musiały być przewalutowywane z euro na złote, jeśli ich odbiorca nie będzie tego chciał. W komunikacie rządu napisano wprost, że chodzi o inwestycje związane z budową morskich farm wiatrowych, a także, że chodzi o zwiększenie zainteresowania potencjalnych beneficjentów środkami z części pożyczkowej pieniędzy z KPO i że „brak możliwości rozliczania w euro może spowodować, że zainteresowanie to będzie mniejsze niż dostępne środki lub inwestycja nie zostanie zrealizowana.”

Polska, jak i inne kraje UE, dostaje w ramach KPO fundusze z UE w postaci grantów i pożyczek. Ostatecznymi odbiorcami tych pożyczek nie są jednak państwa, ale firmy i podmioty realizujące konkretne inwestycje w ramach KPO. To te podmioty będą więc także te pożyczki potem spłacać. Teraz więc chodzi o to, aby znaleźć chętnych na te kwoty, a możliwość pozostawienia unijnego wsparcia w walucie euro ma być jedną z zachęt. Faktycznie w przypadku dużych inwestycji wymagających np. importu części z zagranicy (tak jak w przypadku morskich farm wiatrowych) obowiązkowe przewalutowywanie kwot w euro na złote, a potem ponowne ich przewalutowywanie na euro, nie ma ekonomicznego sensu.

Natomiast wspomniany zapis może też potencjalnie mieć wpływ na rynek walutowy, ponieważ perspektywa ewentualnej zamiany środków unijnych na tym rynku z euro na złote mogła umacniać złotego. Teraz ta perspektywa zdecydowanie zbladła. Złoty zresztą we wtorek znacząco się osłabił, chociaż są też inne przyczyny takiego stanu rzeczy.

Szef Fed pogarsza nastroje na rynkach finansowych

Kurs dolara we wtorek doszedł nawet do 4,12 zł, czyli najwyżej od listopada ubiegłego roku. Euro tylko wczoraj podrożało z 4,30 do 4,37 zł. Bardzo wyraźnie wzrosła też rentowność polskich obligacji dziesięcioletnich. Sięga ona teraz 5,86 proc. czyli jest najwyżej od października ubiegłego roku.

Turbulencje, jakie widzimy na rynku, związane są jednak głównie z tym, co się dzieje poza Polską. Dolar umacnia się na całym świecie, ponieważ, po pierwsze, po ataku Iranu na Izrael wzrosło ryzyko geopolityczne na Bliskim Wschodzie, a po drugie, rynek rozstaje się z przekonaniem o tym, że stopy procentowe w USA zaczną wkrótce być obniżane. Ten drugi czynnik powoduje też wzrosty rentowności obligacji, najpierw na rynku amerykańskim, a potem też na innych rynkach, w tym naszym.

Obniżek stóp w Stanach w najbliższym czasie może nie być, ponieważ dane z ich gospodarki są zupełnie dobre, nie trzeba więc jej wspierać obniżkami, a do tego przestała im spadać inflacja, która wynosi tam 3,5 proc. Szef Fed Jerome Powell mówił we wtorek, że jest potrzeba utrzymania restrykcyjnej polityki monetarnej nieco dłużej, a ostatnie dane pokazują brak postępów w kwestii walki z inflacją i Fed może utrzymywać stopy procentowe na obecnym poziomie tak długo, jak trzeba, jeśli inflacja nie będzie spadać.

Te słowa potwierdziły tylko, że rynek musi zmienić scenariusz, pod który gra, a spadki które teraz obserwujemy to właśnie efekt zmiany tych scenariuszy.

30 proc. Polaków woli polexit

29 proc. Polaków uważa, że Polska radziłaby sobie lepiej, gdyby była poza Unią Europejską. Nie zgadza się z tym stwierdzeniem 57 proc. respondentów – wynika z badania przeprowadzonego na zlecenie organizacji More In Common Polska. W badaniu przeprowadzonym w lutym wzięło udział ponad 2000 osób.

Wyniki pokazują, że poparcie dla tzw. polexitu nadal jest dość niskie, ale jednak większe niż w przeszłości. Najbardziej eurosceptyczne są osoby w wieku 25-39 lat (34 proc. uważa, że lepiej byłoby poza UE) i powyżej 65 roku życia (32 proc.). Wyraźnie częściej są to mężczyźni (34 proc. vs 25 proc. w przypadku kobiet). Zbadano też przy okazji preferencje partyjne uczestników tego sondażu. Okazuje się, że lepiej poza Unią Europejską byłoby nam zdaniem aż 51 proc. wyborców Prawa i Sprawiedliwości oraz 49 proc. wyborców Konfederacji.

Poglądy takie wyznaje także 23 proc. zwolenników Nowej Lewicy, 20 proc. wyborców Trzeciej Drogi i 15 proc. elektoratu Koalicji Obywatelskiej.

Z kolei odsetek osób nie zgadzających się z tym poglądem to 80 proc. w przypadku KO, 74 proc. w przypadku Lewicy, 70 proc. w przypadku Trzeciej Drogi. Zwolennikami pozostawania w UE jest też 39 proc. wyborców PiS i 32 proc. zwolenników Konfederacji. Wiekowo największe odsetki osób dostrzegających przewagę korzyści w pozostawaniu w UE mamy w przedziałach 18-24 lat (67 proc.) i 55-64 lat(68 proc.) oraz ponad 65 lat (64 proc.).

ikona lupy />
Perspektywa Polski poza Unią Europejską / Inne

Nastroje w Niemczech najlepsze od ponad dwóch lat

W końcu wyraźniej zaczynają się poprawiać nastroje w Niemczech, a przynajmniej nastroje analityków i inwestorów, które mierzy indeks ZEW. Urósł on właśnie najwyżej od lutego 2022 roku, czyli od ponad dwóch lat

Szef Instytutu ZEW Achim Wambach powiedział, prezentując wyniki badania, że połowa respondentów oczekuje ożywienia gospodarczego w Niemczech w ciągu najbliższych sześciu miesięcy. Poprawiają się też oceny sytuacji bieżącej, a także perspektyw przed niemieckim eksportem. Oceny dotyczące generalnie sytuacji całej niemieckiej gospodarki pozostają negatywne, bo trudno, żeby były inne w kraju, który od kilku lat znajduje się głównie w stagnacji albo w recesji.

Niemcy to nasz najważniejszy partner handlowy, tak więc słaba koniunktura gospodarcza u nich ma zły wpływ także na nasze firmy. Niemcy praktycznie stoją w miejscu od kilku lat, ponieważ popyt w ich gospodarce jest tłumiony przez wysokie stopy procentowe i walkę rządu z deficytem budżetowym. Do tego wzrosły koszty w niemieckim przemyśle na skutek kryzysu energetycznego i rezygnacji z rosyjskiego gazu. Dodatkowo gorzej wygląda też niemiecki eksport, bo w ogólnoświatowym spowolnieniu gospodarczym popyt spadł też na rynkach zagranicznych.