Oto poranny brief – wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.
Ropa najtańsza od czterech miesięcy
Ropa naftowa potaniała w poniedziałek o ponad 4 proc. i jest teraz najtańsza od blisko czterech miesięcy. Baryłka Brent, która jeszcze w kwietniu była po 90 dolarów, teraz kosztuje mniej niż 78 dolarów
W ślad za ropą, w podobnej skali, spadki zaliczyły też notowane na rynkach globalnych kontrakty terminowe na dostawę benzyny i oleju napędowego. W efekcie benzyna, podobnie jak ropa, jest najtańsza od lutego, zaś diesel ostatni raz kosztował tak mało w lipcu 2023 r.
Podobnie wygląda sytuacja na polskim rynku hurtowym, który zareagował od razu. W Orlenie w sprzedaży hurtowej benzyna 95 jest teraz najtańsza od lutego, a olej napędowy najtańszy od października ubiegłego roku. Jeśli więc bieżąca sytuacja na rynkach światowych utrzyma się dłużej, to będziemy mieć dzięki niej tańsze paliwa również na stacjach benzynowych.
Ropa wyraźnie potaniała, bo w poniedziałek miała pierwszą okazję, aby zareagować na ostatnie ustalenia OPEC plus. Karter naftowy wraz z Rosją ustalił, że po wrześniu zacznie się powoli i stopniowo, ale jednak wycofywać z części wprowadzonych wcześniej ograniczeń w produkcji ropy. Oznacza to, że podaż tego surowca zacznie powoli rosnąć – do końca roku o pół miliona baryłek dziennie, a do lipca 2025 o ponad 2 miliony baryłek dziennie.Ustalenia te zaskoczyły rynek, stąd reakcja w postaci spadku ceny. OPEC plus zakłada wprawdzie, że jednocześnie będzie rosnąć popyt na ropę, więc wzrost podaży nie powinien poruszyć ceną, jednak reszta świata w ten wzrost popytu nie do końca wierzy.
Dodatkowo pojawiła się też opinia banku Goldman Sachs o tym, co postanowił OPEC plus. Zdaniem banku ich prognoza mówiąca o tym, że cena baryłki ropy będzie w przedziale od 75 do 90 dolarów jest zagrożona, ponieważ cena ta może spaść niżej. Z kolei szwajcarski bank Julius Baer napisał w notce dla swoich klientów, że cena ropy spadnie w tym roku do 70 dolarów za baryłkę, z zastrzeżeniem, że sytuacja może się oczywiście zmienić przez geopolitykę. Takie zastrzeżenie jest jednak stale obecne w prognozach dotyczących rynku ropy, niczego więc tak naprawdę nie zmienia – duże banki na rynku oczekują obecnie spadków cen ropy i zapewne także dlatego te spadki od razu zobaczyliśmy.
PKB rośnie o 2 proc.
PKB Polski w pierwszym kwartale był realnie większy niż rok temu o 2 proc. GUS minimalnie więc skorygował wstępne dane sprzed kilku tygodni, które mówiły o wzroście o 1,9 proc. Dane te są też najlepsze od końca 2022 roku. Wzrost zawdzięczamy głównie naszej własnej konsumpcji, która urosła o 4,6 proc. czyli najbardziej od blisko dwóch lat. Na pewno pomógł też potężny wzrost wydatków publicznych –aż o 10,9 proc. – za którym kryją się, zdaniem ekonomistów, przede wszystkim podwyżki płac w budżetówce.
Z drugiej strony inwestycje zaliczyły spadek o 1,8 proc., ponieważ jesteśmy akurat pomiędzy kolejnymi programami unijnymi – stare fundusze już się skończyły, a nowe jeszcze nie zaczęły pracować. Kiedy tylko to się stanie, inwestycje powinny wrócić do wzrostu.
Sporym hamulcem dla wzrostu PKB kolejny już kwartał są też zapasy w firmach, które maleją, co swoją drogą może być sygnałem powrotu do normalności po tym, jak zaraz po pandemii, w czasach globalnych problemów z logistyką, zapasy też w sposób nadzwyczajny rosły.
Generalnie wartość polskiego rocznego PKB po pierwszym kwartale wynosi 3444 mld złotych, czyli blisko 870 mld dolarów. W skali kwartał do kwartału PKB wzrósł o 0,5 proc.
Zdaniem sporej części ekonomistów dane za pierwszy kwartał niczego nie zmieniają w prognozach na resztę roku, kolejne kwartały powinny wyglądać lepiej, ożywienie gospodarcze ma postępować, a w skali całego roku PKB ma urosnąć o ponad 3 proc. Minister finansów Andrzej Domański trzyma się oficjalnej prognozy o wzroście o 3,1 proc., a na przykład ekonomiści z PKO BP wierzą w swoją prognozę zakładającą wzrost nawet o 3,7 proc. Ci z Pekao SA obstawiają wzrost o 3 proc.
PMI dla polskiego przemysłu znowu spada
Zdecydowanie gorzej od PKB wypadł w poniedziałek kolejny raport dotyczący polskiej gospodarki, czyli nowy odczyt wskaźnika PMI dla polskiego przemysłu. Zaliczyliśmy spadek z 45,9 punktów w kwietniu do 45 pkt w maju, tymczasem rynek oczekiwał wzrostu do 47,1 pkt. Okazuje się więc, że przemysł w Polsce jest nadal w słabej kondycji, a sytuacja się nie poprawia.
Wskaźnik PMI obrazuje aktywność w przemyśle. Odczyty powyżej 50 punktów sugerują ekspansję, a te poniżej 50 pkt raczej recesję i kłopoty. Polski przemysł znajduje się poniżej 50 punktów już 25 miesięcy z rzędu, co jest nowy smutnym rekordem w historii tego wskaźnika, sięgającej 1998 roku.
W części opisowej publikacji można przeczytać, że: „popyt na polskie wyroby przemysłowe w maju nadal słabł. Nowe zamówienia spadły dwudziesty siódmy miesiąc z rzędu, co jest najdłuższym spadkiem w historii, a tempo tego spadku przyspieszyło do najszybszego od października ubiegłego roku. Sprzedaż eksportowa zmalała dwudziesty siódmy miesiąc z rzędu (rekord badania). Tempo tego spadku było też najszybsze od października ubiegłego roku. Ankietowani wskazywali na Niemcy i Francję jako źródło spadku liczby zamówień eksportowych. Z kolei majowe wzmocnienie się złotego miało negatywny wpływ na konkurencyjność. Również wielkość produkcji spadła w maju po raz dwudziesty piąty z rzędu, co stanowi rekord w historii badania, a tempo tego spadku było najszybsze od siedmiu miesięcy.”
Trevor Balchin, dyrektor ekonomiczny S&P Global Market Intelligence, które wylicza wskaźniki PMI, powiedział: „W maju nie wystąpiły żadne oznaki końca spowolnienia w polskim sektorze przemysłowym. Co więcej, produkcja, nowe zamówienia, eksport i zatrudnienie spadały w szybszym tempie niż w kwietniu.”
ZUS w niezłej kondycji, dzięki cudzoziemcom i wzrostowi płac
Bardziej optymistyczne informacje nadeszły z ZUS, w którym znów rośnie kluczowy dla oceny kondycji tej instytucji wskaźnik pokrycia bieżących wydatków wpływami ze składek. W pierwszym kwartale sięgnął on 85,5 proc. Rok temu wskaźnik ten wyglądał wprawdzie jeszcze lepiej i wynosił 86,4 proc. ale potem przez kolejne trzy kwartały był nieco niższy, w okolicach 82 – 83 proc. Teraz wraca powyżej 85 proc.
Oznacza to oczywiście, że wpływy ze składek i tak są mniejsze niż łączne wypłaty emerytur i rent, więc budżet państwa musi dokładać się do systemu emerytalnego ze swoja dotacją, ale sytuacja ta i tak jest znacznie lepsza, niż kilkanaście lat temu, kiedy to czasami (np. w latach 2009-2010) ten wskaźnik pokrycia był poniżej 60 proc.
Wartość składek w pierwszym kwartale tego roku przekroczyła 83,6 mld złotych i była większa niż rok temu o 15,8 proc. Ten wzrost zawdzięczamy głównie temu, że wciąż szybko rosną w Polsce wynagrodzenia, od których składki są naliczane. Nie rośnie natomiast liczba osób ubezpieczonych w ZUS. Ich liczba (16,26 mln) była o blisko 5 tys. osób mniejsza, niż rok temu. Sytuacja wyglądałaby jeszcze gorzej, gdyby nie płacący składki cudzoziemcy, których liczba w ZUS wzrosła w ciągu roku o blisko 65 tys. osób, do 1,14 mln. Czyli bez cudzoziemców liczba ubezpieczonych w ZUS spadłaby w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy nie o 5 tysięcy, ale o 70 tysięcy osób.
Jednocześnie ZUS wypłacił w marcu rekordową liczbę 6,267 mln emerytur – o ponad 130 tys. więcej niż rok temu. Czyli społeczeństwo się starzeje – coraz więcej osób pobiera emerytury i coraz mniej Polaków płaci składki. Na szczęście na razie ratuje nas wzrost liczby ubezpieczonych cudzoziemców oraz wzrost płac.
Przeciętna wypłata emerytury i renty w pierwszym kwartale 2024 r. była o 16,1 proc. większa niż rok wcześniej i wyniosła 3 517 zł.
W USA słabsze dane, więc znów rosną nadzieje na obniżki stop procentowych
Na światowych rynkach finansowych wróciły nadzieje na nieco większą skalę obniżek stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych w tym roku. W ostatnich tygodniach rynek oczekiwał już tylko jednej obniżki – we wrześniu. Teraz obstawia, że będzie jeszcze druga, w grudniu. Prawdopodobieństwo obniżek wzrosło po tym, jak opublikowano paczkę danych świadczących o tym, że kondycja amerykańskiej gospodarki wcale nie jest taka dobra.
Chodzi tu przede wszystkim o wskaźnik ISM, który jest amerykańską odmianą wskaźnika PMI. ISM dla przemysłu USA spadł właśnie z 49,2 pkt do 48,7 pkt, a oczekiwano, że wzrośnie. Niespodzianka jest więc wyraźna i negatywna, a dane są najgorsze od lutego. Wrażenie sprzed dwóch miesięcy, że Stany wchodzą w fazę wyraźnego ożywienia, dziś stoi już pod bardzo dużym znakiem zapytania, przynajmniej jeśli chodzi o przemysł. Główna część składowa ISM, czyli indeks nowych zamówień, jest najniżej od maja ubiegłego roku.
Skoro więc kondycja amerykańskiej gospodarki jest słabsza, niż sądziliśmy wcześniej, to rośnie prawdopodobieństwo, że Fed będzie chciał jej pomóc, za pomocą obniżek stóp. Już wczoraj stopa rynkowa, czyli rentowność dziesięcioletnich obligacji w USA, spadła jednego dnia z 4,49 proc. do 4,39 proc. Osłabł też dolar. Euro jest wobec niego najmocniejsze od marca, a u nas jego kurs spadł w poniedziałek z poziomu 3,95 zł poniżej 3,92 zł.
Swoją drogą, słabsze dane z USA pomogły też z pewnością we wspomnianej wyżej przecenie ropy naftowej.