Polski cud gospodarczy, czyli jak z kraju biednego dołączamy do globalnej czołówki pod względem PKB per capita
3 maja opublikowaliśmy tekst na temat doskonałych prognoz gospodarczych dla Polski. Zainteresowanych odsyłamy do lektury, a tutaj streśćmy jedynie najważniejsze wnioski. Jeszcze w 1990 roku należeliśmy do najbiedniejszych krajów w regionie Europy Środkowej i Wschodniej, nie mówiąc już o zachodniej części Starego Kontynentu.
Bogatsi od nas byli nie tylko Niemcy, Francuzi i Włosi, ale również Czesi, Węgrzy, Rosjanie, Białorusini i Ukraińcy. Skuteczne reformy rynkowe, obecność w UE, brak oligarchii czy dobre położenie geograficzne sprawiły, że każdego roku nasza gospodarka pięła się w górę. W tyle zostawiliśmy nie tylko Ukraińców i kraje byłej Jugosławii, ale z czasem udało nam się pokonać w gospodarczym wyścigu takie państwa jak Łotwa, Estonia i Węgry.
Dziś znajdujemy się już na poziomie Japonii i Nowej Zelandii. Według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego w ciągu 5 lat przegonić mamy także Izrael i Hiszpanię. W 2030 roku w zasięgu ręki mogą być już z kolei gospodarki Włoch, Francji i Wielkiej Brytanii.
Tekst spotkał się z bardzo różnymi reakcjami. Część komentujących uważała, że to wielki sukces naszego kraju, a zmiany widać gołym okiem. Niektórzy jednak nieufnie podchodzą do danych publikowanych przez MFW. Skoro Polska ma już PKB per capita (wyrażone w sile nabywczej pieniądza) na poziomie Japonii, to dlaczego Japończycy posiadają potężne globalne koncerny, a my nie? Gdzie się podziała nasza Toyota, Sony, Panasonic czy Honda?
Japonia po II Wojnie Światowej
Gdy w 1990 roku Polska postanowiła zwrócić się ponownie w kierunku Europy Zachodniej, rządzący stanęli przed naprawdę wielkim wyzwaniem — zmianą modelu gospodarki komunistycznej na kapitalistyczną. To właśnie w dobie tych gwałtownych reform gospodarczych spopularyzowano twierdzenie, że Polska będzie drugą Japonią. Kraj kwitnącej wiśni był dla nas inspiracją. Aby dobrze zrozumieć ciężar porównania, należy przyjrzeć się historii japońskiej gospodarki.
Opowieść rozpoczynamy w sierpniu 1945 roku, gdy na już zrujnowaną Japonię Amerykanie zrzucili dwie bomby atomowe. Śmiercionośna broń przyczyniła się do szybszego zakończenia krwawego konfliktu zbrojnego. Japończycy stanęli wtedy przed wielkim wyzwaniem odbudowy swojej gospodarki. Główne miasta były morzem ruin, a przemysł przestał istnieć.
Powojenny boom gospodarczy napędzany był głównie przez Stany Zjednoczone. Amerykanie nie zostawili Japończyków samych sobie. Otoczyli ich militarnym parasolem (przez co Japończycy nie musieli wydawać pieniędzy na dużą armię) oraz wspierały odbudowę zrujnowanego kraju. Na początku lat 50. USA zamawiały w Japonii duże ilości zaopatrzenia dla walczącej w Korei amerykańskiej armii.
W latach 60. dzięki współpracy rządu i przemysłu, dobrej edukacji technicznej, niskim kosztom pracy oraz słabej wartości jena, japońska gospodarka zaczęła kwitnąć. Nie bez znaczenia były także zorganizowane w 1964 Igrzyska Olimpijskie w Tokio, które przyczyniły się do gwałtownej rozbudowy dróg szybkiego ruchu oraz powstaniu szybkiej kolei Shinkansen. W tym przypadku szukać można analogii do Polski, gdzie sieć autostrad została rozbudowana z okazji organizacji w naszym kraju Euro 2012.
Japończycy bogatsi od Amerykanów?
W latach 70. japońskie firmy zaczęły się gwałtownie modernizować i podbijać kolejne rynki. Następną dekadę można określić mianem złotego okresu w historii gospodarczej Japonii. Pod koniec lat 80. japońskie spółki były najwyżej wycenianymi na globie. Sony, Panasonic, Toshiba i Hitachi były liderami w sektorze elektroniki użytkowej. To właśnie Sony wprowadziło wtedy na rynek legendarnego Walkmana, a Toshiba przecierała szlaki na rynku komputerów osobistych. Produkowany przez firmę model T1100 jest dziś określany pierwszym na świecie masowo sprzedawanym laptopem.
Kryzys naftowy w 1973 roku sprawił, że konsumenci zaczęli szukać samochodów, które palą mniej paliwa. Doskonałym wyborem okazały się japońskie Toyoty, Hondy i Nissany. W 1975 roku Japonia stała się największym eksporterem aut do USA. W latach 80. japońskie samochody podbijały także Europę. Japonia wyprzedziła USA stając się największym producentem samochodów na globie. W 1988 roku na liście 10 największych banków świata pod względem aktywów nie było ani jednego banku z USA i Europy. Wszystkie dziesięć pozycji zajęły japońskie banki. W 1990 roku, czyli w czasie reform gospodarczych w Polsce, kapitalizacja spółek notowanych na Nikkei 225 (japońska giełda) była wyższa od tych na S&P 500.
W 1985 roku PKB Japonii wynosił 1,4 bln dol. i było ponad 3-krotnie niższe od PKB USA (4,3 bln dol). Dekadę później, w 1995 roku było to już ponad 5,5 bln dol. w przypadku Japonii wobec 7,6 bln dol. w USA. Dodać warto, że w tamtym czasie Japonia liczyła 126 mln mieszkańców. W USA mieszkało ich ponad 2-krotnie więcej, bo ok. 267 mln.
PKB per capita Japonii wynosił w 1995 roku 44,2 tys. dol. wobec 28,7 tys. dol. w USA. Japończyków w tamtym okresie wyprzedzały jedynie takie kraje jak Monako, Liechtenstein, Luksemburg oraz Szwajcaria. Ekonomiści twierdzili, że za kilka lat Japonia stanie się globalnym nr 1 pod względem wielkości gospodarki.
Wtedy przyszły stracone dekady. Starzejące się społeczeństwo, pęknięcie bańki na rynku aktywów oraz problemy strukturalne japońskiej gospodarki sprawiły, że dziś PKB per capita Japonii jest na poziomie tego z 1995 roku. W przypadku Polski mówimy o 3-krotnym wzroście w tym czasie. Z pewnością nie tak wyobrażaliśmy sobie drugą Japonię w 1990 roku.
Gdzie nasza Toyota, Toshiba i Honda?
W opowieści znaleźć możemy już kilka odpowiedzi na pytanie o polską Toyotę. Te międzynarodowe korporacje są dzieckiem złotych lat Japonii, gdy kraj był globalnym czempionem. Japończycy do dziś odcinają kupony od spółek, które rozwinęły się w latach 70. i 80. Co jednak warto zauważyć, samo posiadanie wielkich firm nie czyni bogatym. Dziś dla przykładu większość samochodów Toyoty powstaje poza granicami Japonii.
To między innymi dlatego PKB per capita tego (jak się wydaje bardzo bogatego) kraju jest niższe niż mogłoby wynikać to z posiadania tak wielkich korporacji. Produkują one swoje produkty w innych państwach. Pod uwagę brać należy także różnice w wielkości populacji — Japonia liczy dziś ponad 120 mln mieszkańców. W Polsce żyje nas ponad 3-krotnie mniej.
Jest jeszcze jedno bardzo istotne wyjaśnienie, o którym niezwykle często zapominamy. Japońskie firmy, o których wspominamy to przemysł. W Polsce pracuje w nim ok. 29% populacji, a w Japonii 27%. Przodującym sektorem są usługi, które odpowiadają za 60% zatrudnienia w Polsce i ponad 70% w Japonii. Tymczasem to właśnie usługi są globalnie najbardziej produktywnym sektorem, który znacznie wyprzedza pod tym kątem przemysł, o rolnictwie już nie wspominając.
Japonia posiada dziś niezwykle dobrze rozwinięty przemysł, ale w tragicznej kondycji są u nich usługi. Ich produktywność jest bardzo niska, co ostatecznie przekłada się na niższy poziom PKB per capita. Problemów jest dziś bardzo wiele. Sektor usług modernizuje się znacznie wolniej od przemysłu. Wynika to z ograniczonej konkurencji, źle dostosowanych regulacji czy starzejącego się społeczeństwa.
Niski stopień digitalizacji usług, dominacja małych i średnich firm w handlu detalicznym i gastronomii, społeczne przywiązanie do pracy ręcznej i osobistej obsługi, niska mobilność pracowników — to szereg czynników, które wiążą się dziś z tak niską produktywnością. Usługi generują dziś ponad 70% PKB Japonii i blisko 60% PKB Polski. Gdy do tego wszystkiego dodamy dziś bardzo słaby rynek kapitałowy w Polsce (który utrudnia rozwój polskim przedsiębiorstwom), to otrzymamy kompleksową odpowiedź na pytanie o polskie odpowiedniki wielkich japońskich korporacji.